Pełen luz w weekendy, bit koi szarpane nerwy
Kreślę rap jak plan na życie, nie ma w nim miejsca na błędy
Łycha z kolą i lodem, pora popłynąć po pętli
Każdy dzień jest taki sam, każdy jest tylko następnym
Czas zapierdala jak Forrest, ja nie daje się złapać
Politycznym obietnicom i proroctwom końca świata
Mój plan na rap to diament, totalny majstersztyk
Nawet sam Hanniball Smith nie powstydziłby się takiej perły
Ponoć się zmieniłem, i nie potrafię być wdzięczny
Nie potrafię, nikt kurwa nigdy nie podał mi ręki
Jest taka zasada jak coś robisz to się przyłóż
A jak robisz rap to zaprezentuj odrobinę stylu synu
Pionki na szachownice, odbieram wam immunitet
Traktuj mnie jak karę za wasz rap, bo jest jak nadużycie
Pustkę zamieniam w iluzję, pora przestać udawać
Kurwa tak jakoś się składa najwyższy czas spierdalać
Gdzieś daleko po za zasięg, zerwać wszelki kontakt
Zniknie fałszywa radość i ta udawana troska
Puszczam Vanilla Sky, z czasem zdałem sobie sprawę
Że nie widzę już różnicy między tym a Top Gun'em
Nic nie może mnie stąd zabrać, nic mnie tutaj nie zatrzyma
Oprócz tych paru nagrań, lecz ile można nawijać?