[I.]
Znowu chciałbym wyrzygać z wnętrza kolejną historię
Nie ważne czy o sobie, czy dotyczy moich wspomnień
Przyległa do mnie metka ekshibicjonisty
To żałosne być zaawistnym z powodu czyjejś blizny
Czasami wszyscy, czujesz? Wydają się być wrogiem
A Twoi bliscy, zdaje się, skoczyli dzisiaj w ogień
Dla Ciebie, kurwa, bo na pewno nie za Tobą
Ci co chcą dać komuś życie bez wahania tak robią
Mydlicie ludziom oczy, etyką w żelu
Bezpodstawną w chuj krytyką i zarzutem braku celu w życiu
Jak po przepiciu często masz moralniaka
Historia się skończyła, tym, że człowiek tylko płakał
Nad ziemią, nad czasem, który zdążył gdzieś spierdolić
Nad słońcem, nad księżycem, nad powietrzem, które boli
Bo płuca i gardło zdarł swoim przeraźliwym wrzaskiem
Widzę, że normy społeczne zazwyczaj są zbyt ciasne
A na początku wszystko miało barwy tęczy
Posprzątany, wiesz, przedpokój, a nie strych pełen pajęczyn
Dotrzymywał kroku planecie, która pędzi naprzód
W sercu gościł spokój, a w uszach Haste albo Slapshot
Złożone plany, które mają przynieść sukcesy
Szczęśliwe stany, a w zaświatach przepotworne biesy
Projektowały rany, ale kto się mógł spodziewać
Kiedy radość sprawiała, że się uśmiechały drzewa
A ciemną nocą gwiazdy chciały przybić mu piątkę
Kolejne dni sprawiały, że rozwijał mały wątek
W przemiłe, spokojne i przyjazne historie
Nigdy niepowiedziałbyś, że będzie nosił wojnę w duszy
Jeszcze nie teraz, potem zacznie się dusić
Wygrały zasady mimo, że Zły go często kusił
Nie ma na takiego rady, bo kiedy kogoś kocha
To nie złamiesz go nawet jak uwięzisz w ciemnych lochach
[II.]
Los ma jednak to do siebie, że przybiera kształt okręgu
Tych co chodzą z głową w niebie z rozkoszą uczy lęku
Dusisz sie od własnych jęków, wzywasz imiona Stwórcy
A najgorszą cechą diabła? To, że skurwiel jest wybiórczy
No i zaczął instalować uzbrojone ładunki
Jak genialny strateg znalazł newralgiczne punkty
Koszmar wszystkch matek, inaczej neurotyczne bagno
Syn staje się wariatem - albo spada na dno
Każda zmiana stanu rzeczy to powód wykluczenia
Cała masa wykrętów, albo inwazja milczenia
I nie do zniesienia ludzie, którzy kurwa w imię prawa
Wyrzucili kolesia tak bez słowa poza nawias
Nie ma dokąd uciec, wiem, kajdany u nóg mu nie wiszą
Ale powiedz gdzie spierdolić przed tą jadowitą ciszą
Wszystkie komórki słyszą, że pojawił się ktoś nowy
Przerażenie, bunt i holocaust wewnątrz głowy
A pod nogami grunt co do tej pory jak z żelaza
Przybiera różne formy i mocno go przeraża
Trzeba powoli wdrążać plan "B", który był koszmarem
Nie miał komu powiedzieć, "nigdy aż tak się nie bałem"
Ma w sobie coś więcej niż instynkt samozachowawczy
No bo kiedy umiesz myśleć to widzisz jak te błazny
Bezdusznie i podle grają swoje zgniłe role
Człowieku, ja pierdolę, może gdyby był matołem
To pogodziłbym się z losem, a żal wygryzł na ścianie
Jesteś wściekły? Idź za ciosem, to tylko moje zdanie
Powiedz Boże, proszę, czy ocenisz go surowo
Za to, że nie mógł sobie poradzić z samym sobą?
Zepchnięty do rynsztoka wydał ostatnie pieniądze
Twierdzisz ciężko jest o broń? Szczrze mówiąc to nie sądzę
I obwiąże teraz pas, a czas chyba się zatrzymał
Koniec pętli, wybuch, wrzask przy zgonie i przy narodzinach
[III.]
Dlatego gdzieś mam opinie ludzi, którzy sami są za głupi żeby zrozumieć tych drugich
Patrz dalej przez pryzmat własnego mikroświata i dostrzegaj w innym od Ciebie tylko wariata
Mała strata bo chłopak nie był nikomu potrzebny, tak brzydki, cuchnący, bez zębów i biedny
A gdybyś go poznał lata temu, to inaczej traktowałbyś gościa, najlepszy przyjaciel to gniew
Gniew
Bo zawsze będzie z Tobą razem
Bo do końca idziecie w parze