[Verse 1: Ucek] Budzę się 14:05 spałem w ciuchach Dookoła syf, co sie stało tutaj!? Nalepa z głośników wciąż uczy bluesa Na podłodze rozlana cola przykleja sie do buta Mieszkanie niedomkniete, klucze w drzwiach Kurwa mać, miałem wojnę w pokoju? Nie mam sił i nastroju tego sprzątać znowu Sam wyrzucam sie z domu i chce zapomnieć Nie mogę oprzytomnieć, pamiętać, dojść do sedna Muszę zapijać świadomość, która budzi duszę Ona sie rozkleja, lica targa myslami Ja mam dość tych poruszeń więc muszę ją zabić Na śniadanie kolejne permanentne rozczarowanie Myślę za mocno, za mocno żyje, jak tu wierzyć Chciałem dokończyc tyle rzeczy Lecz nie dokończę teraz, czasu nie ma, czas umierać [Chorus] Są we mnie sprzeczności Których nie potrafię zmienić i nie zmienię Ulatują gdzieś I pozostaje po nich tylko wspomnienie [Verse 2: Ucek] Czasem wszystko co mówię jest mym przeciwieństwem Ciało idzie nie zawsze w parze z sercem Czy sens jest wieczności szukać dla działań Gdy teraźniejszości nie ufam bo oszukać chciała Wyciskać z momentów maksimum Po to by po chwili zaczynać od tyłu Robo znasz to, ja też nic nie poradzę Bywa po alko, nerw poniesie, przesadzę Chce milczeć, krzyczeć, chce kochać życie Tak bardzo jak go nienawidzę Deja Vu to umysłu niedoskonałość Bo nigdy nie będzie tak samo Może nie dorosłem, by to brać na plecy Bardziej niż innych męczy mnie ta kolej rzeczy To ciąży jakbym całe życie brał na zeszyt Więc kruszę, a jutro znów się obudzę [Chorus]