ToMZeT - Bar dla potępionych lyrics

Published

0 117 0

ToMZeT - Bar dla potępionych lyrics

1. Gostek Bar stał na wzgórzu przy ciemnej autostradzie Jak przy drodze morderców w Kanadzie numer 16 Ja siedziałem wśród tych ludzi, czas mi wrogiem Każdy z nich się łudził, czekałem na: bar is open Nasza knajpa upadłych, ale nie jak u Hukosa U niego doprawdy to był porażek posmak Czas pogrzebany, pogrzeb plany już na amen Czy on leczy rany? Dobrze znamy to pytanie Pytam o wszystko, nie odpowiedzą ciszą głuchą Masz pewność, że nie milczą - jak figury z Madame Tussauds Wciąż to samo, nic się zmienia tutaj Gdyby lubili rap, to słuchaliby Fokusa Wierzyli - coś się zmieni, im opadnie szczęka Przepowiadali przyszłość odurzeni jak kapłanki w Delfach Homie, to jak gabinet luster Gdzie butelki są pełne, a kobiety puste Ref Każdy mówi, że to dla potępionych bar Ja tu wchodzę i chlam, tu do rana chlam Rano mówię, że czas już tak gna że to w sumie, czas na fly, all right. (All right) X2 2. Pueblos Bujamy się od barach, nie że od baru od baru A jak pijemy to zwykle suma suma rum A jak się nie opieram jeśli chodzi o chlanie To muszę się opierać jeśli chodzi o ściane Noc czy poranek, kolejek nam nie szkoda Bez znaczenia czy słońce czy barowa pogoda Jedynie pragnienie me zaszyć na chwilę to pewne Ale nie zaszyć przez butelkę chory na Weltschmerz Dobry pretekst, wszystko stanowi dobry pretekst Dobry pretekst, wszystko to dobry pretekst By wpaść w wir i nie wracać do domu do rana By zachlać ryj i nie zawracać powodów na planach Znów przesadzam, tak się zdarza na problemy nie zważam Rano w gardle Sahara, nie plaża, gdzie moja oaza? Nie chcę być potępiony za balet znany z autopsji Ale znowu chcę chociaż te parę kropli 3. ToMZeT Stare audi, pod kołami droga nr siedem Za mną ciemność z przodu pustka, oby daleko przed siebie Wiatr we włosach, zimny łokieć chociaż chuj wie po co szpan Skoro sam w tej starej furze, z radia leci jakiś chłam Wczoraj grube melo, w głowie jeszcze grają jakieś rapsy Chociaż większość tych nowinek schodzi dzisiaj na psy f** it, dats it oto cel mojej podróży Zarzucam na czuprynę żel - stara chata w środku burzy "czym mogę służyć" ktoś za barem w moją stronę rzuca W środku smród jakby odór miesięcznego buta Jakaś baba ozuta z całego wstydu logicznego łapie mnie za spodnie szukając czegoś konkretnego dla siebie Ja jebie co tu ze mną się wyprawia Zaraz tutaj puszczę chyba jebitnego pawia Ja pierdolę to był sen koncert, melanż, ledwo żyję Gostek ziomuś ja już z wami nigdy więcej nie piję 4. Gostek Każdy chce tu erudytki, może gdyby sam by był Erudytą, może wtedy trochę łatwiej byłoby Mówią - język ezopowy, szukają den w zwrotkach Nie przyjdzie im do głowy, że to Gostek, nie Szymborska Wzywam ich do walki jak poezja tyrteńska By tak stanęli w szranki, walcząc o drogę do szczęścia Po głębszym - eklektyzm, znają się na wszystkim Tylko na niczym dobrze, ech, te samcze myśli Siedziałem, gadałem, przedstawił się jakiś raper On był średni, ale znał dobrych gości, #Temate Pytałem kogo słucha, mówił: w sumie nie wiem Trochę Peja, Mes, Eldo, itp i Tede (itd) Gdybym był malarzem, namalowałbym na płótnie Cię Ale stoję przy barze i prowadzę te kłótnie gdzieś Gdzie jest sedno szczęścia Gdzie sens, brat, jestestwa? Umieszczam to w wierszach

You need to sign in for commenting.
No comments yet.