Te-Tris - BLAMA lyrics

Published

0 151 0

Te-Tris - BLAMA lyrics

[Refren] Nie powiem ci dzisiaj nic o wygrywaniu Po głowie dziś chodzi mi blamaż Choć kocham to życie tak często Zaczynam się nagle o wszystko tu bać Dotykam stopami tej zimnej podłogi A nie po czerwonych dywanach Bo w życiu dwie rzeczy dla których coś robisz To ponoć jest miłość i strach [Bridge] Są takie chwilę kiedy trzeba kurwa coś serio nawinąć, nie? [Zwrotka 1] Ja piszę to gówno na takim spontanie, że powiem ci w sumie, że freestyle, ej Braciak mi mówił że chłopiec udaje, a przyznać się umie mężczyzna Więc po co mi maski? Ja muszę wyrzygać co gryzie wątrobę i trzewia Piłuję tę kulę i łańcuch mam dość ich, a z nimi nie dotknę tu nieba, ej Co za wyświechtany termin, się ogarnij Te-Tris, wiesz Nie pomogą flajki jak masz ciągle walki pełny łeb Wait, bo chyba to piszę tu po to by zrobić se reset, co nie Nie musi mi japy oświetlać jupiter przy hicie na pełnym stadionie, że koniec się boje, że sobie tak latam i spadnę jak wtedy Aalilyah Jak patrzę na mamę to widzę, że czas jej raczej nie będzie omijać Rodzina tu bywa to temat złożony, owijać w bawełnę nie nada Bóg, honor, talony, szmal i zabobony, bez końca się gra ta ballada Gadam jak jest; Kolonko Max, I tyle chcę z życia wyłuskać Nie po to tu trwam przez tyle lat by dać się jak pizda wyhuśtać Życia nie puszczam (nie) Nawet jak czasem ten maluch się turla na flaku, ej Gdzie nasza A dwójka? Środkowy paluch, choć żyć się tu nie da bez strachu [Refren] Nie powiem ci dzisiaj nic o wygrywaniu Po głowie dziś chodzi mi blamaż Choć kocham to życie tak często Zaczynam się nagle o wszystko tu bać Dotykam stopami tej zimnej podłogi A nie po czerwonych dywanach Bo w życiu dwie rzeczy dla których coś robisz To ponoć jest miłość i strach [Bridge] (wiem) Idę, chociaż boję się Kocham, chociaż boję się Myślę, chociaż boję się [Zwrotka 2] Poszedłem z kumpelą na Jimmego Carra, czarne krzesełka i siódmy rząd I chociaż był grudzień i beka niemała to myślę przede mną jest trudny rok Się miesza mi drama i wjeżdża od rana, wieczory to bardziej jak stand-up Znajomi coś piją, jest piwko i szama, to wpadam i żartem nakręcam I lubię jak śmieją się z moich odpałów, i mówię niech trunkiem się raczą Bo co nam zostanie z tej chwili jak kiedyś Vladimir już pushnie ten bu*ton? Odpuszczę ten patos, że martwię się kto tam na Wiejskiej na sali się poci Bo tylko idiota nie widzi, że z lewej i z prawej zostali idioci To ty, piękna jak nigdy jak żadna, wystarczy, nie pytaj I jak mam się nie bać, że w łapie mam trotyl jak czuję, że jakby niewypał Że rapy, że płyta, że sorry nie przyjdę, że piszę, że liczę, że teraz mi pyknie Że blessing to mają cierpliwi albowiem choć rzadko tu sięgam po Biblię (styknie) Chcę dawać tu przykład, że droga ta mądra zwycięża Bo chowam tu zucha nie tylko na syna, lecz także na ojca i męża Żadna poezja to prawda co bywa jak strzały na japie jak highkick Jak pytasz o rapy mówiłem przed laty, szacunek ma każdy strach nikt [Refren] Nie powiem ci dzisiaj nic o wygrywaniu Po głowie dziś chodzi mi blamaż Choć kocham to życie tak często Zaczynam się nagle o wszystko tu bać Dotykam stopami tej zimnej podłogi A nie po czerwonych dywanach Bo w życiu dwie rzeczy dla których coś robisz To ponoć jest miłość i strach [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]

You need to sign in for commenting.
No comments yet.