[Łysonżi] Mogłeś mówić - polski rap kwitnie Dziś się kończy, sprzedają go jak dziwkę W pogoni za zyskiem, teraz są nigdzie Muzyka spontan kontra showbiznes Przeklinam ojczyznę, debili hip-hopowców Chcieli naprawić, czyli zdążyli popsuć Rap jest w kiosku, masz go w Super Ekspresie W pogoni za prawdą, a nie za sercem [?] [Ciech] Zabiorę cię w podróż wstecz dziewięć lat To było tuż po tym jak słyszałem Bierz mój miecz i masz Byłem śmiesznym hip-hopowym short'im A sąsiadka pytała skąd wziąłeś te worki? Na złość przed jej drzwiami sprawdzałem Belton Spray Jarałem się pierwszym Diggin In the Crates Dowiedziałem się co to jam, co to koncert Czysty performance, to było szczere i cudowne [Łysonżi] Mogłeś mówić, no? to czas przeszły Nie chodzi o teksty, rap się spieprzył Dla nas to kaszana Meksyk, kryzys chyba Masz zajebistą płytę, nie możesz jej wydać Wydawcy szaleją, proszę, bez szopek Siadaj, pisz zwrotę, zapomnij o tym laptopie Z hajsu za łokieć, co jest z hip-hopem? Ma go Bravo, Popcorn? rap się cofnął [Ciech] Dziś młodzi gangsta rap kojarzą tylko z 50cent'em Nie pamiętają Bogny Świątkowskiej, słuchają Eskę Zbuntowani młodzieńcy jarają się Mobb Deep'em Ale ich wiedza nie sięga ponad ostatnią płytę Dzieciak patrzy, wypukłe szkło, niewiele widzi Prawdziwy hip-hop to na pewno nie ten z telewizji Kogo winić o tą zbrodnię? jest paru sprawców Dyrektorów programowych, redaktorów, w końcu wydawców [Lilu] Przez twój sh**, przez ten fame Uwierz mi, cofamy się Przez twój sh**, przez ten fame Uwierz mi, cofamy się przez twój sh** Przez ten fame, uwierz mi [Mały Esz] Wychodzę na świat, patrzę na gwiazdy Sam szczyt miasta, blaski oślepiają nas dziś Więc klaskać mam czy płakać? Oklaski trzymają nas od prawdy przecież z dala Jak totalitaryzm w krajach Gdzie jednostka to namiastka człowieka Dłuto w rękach, złego Gepetta Dziś rządzą ci sami, ale zbyt cenny jest mój pergamin By dla nich na nim między słowami rzucać ziarna rękami Gołymi jak w moich ustach prawda albo życie Jak Ciech na tym bicie rzekł, piszę treści jak w '95 Mały Esz Esz, tam gdzie pali się skręt znajdziesz tą postać Słowo za słowem, non omnis moriar Czysta forma, nie parodia na przecenie To ma otwierać umysły, a nie portfele Biznes niszczy tą kulturę od lat, jak wodospad Słów strumień, groove ulic, szacunek old-school'i Prawdziwi za murem kontra ludzie, dla których hip-hop to produkt Nie różni się niczym od disco lub popu Ja w ciszy zacznę tą rewolucję jak Jimson Pójdę na spacer by ocalić tą nację jak Jill Scott Niejeden chichot usłyszę idąc przed siebie Podążając za swym cieniem, z pychą i gniewem Ideały mają nas za nic, tak łatwo je stracić, setki na banknotach Robią z nas marionetki w dłoniach wroga Mojej duszy nie zamienisz w towar, nie dla wszystkich ten wokal Tutaj powracam tam, gdzie zaczęła się moja z rapem przygoda Powracam w słowach, bo to już nie ta epoka Teraz rządzi popyt, kiedyś rządziła podaż [Emazet] Więcej niż fame[?], w tym pieniędzy mniej niż treści Żyję dzięki energii, którą daje mi rap od siedmiu lat Spod powierzchni wchodzi cut, żegnam mętlik Mykam z pod łap komedii, nie dla braw, nie dla premii Nie gram jak biznesmeni, biznes zmienił wielu z nas Nie dla mas, dobre brzmienia w nas to funk Żyjmy tym na osiedlach z wielkich miast To korzeniach z wielkich płyt, z dala od dna jak mainstream Myśląc w innych kategoriach, rozpocząłem ten rozdział Gram jak All Mine, goszczę w różnych domach Ja i nasza historia co dnia o nas Nie zależy mi na tym, żebyś rozpoznał nasze japy Jest odwrotnie, jak negatyw Nie kocham tych rzeczy martwych Żyjmy według przyjaźni, duch nasz się bogaci Na singla nic nie wskóram, sam nie płacę za bit Nie płacę za współudział, wsparcie mam w moich ludziach W nich siła jak Pudzian, w tej kompani weź to skumaj Pionek bije króla... [Lilu] Przez twój sh**, przez ten fame Uwierz mi, cofamy się Przez twój sh**, przez ten fame Uwierz mi, cofamy się przez twój sh** Przez ten fame, uwierz mi, cofamy...się, się Cofamy się