[Zwrotka 1: LJ Karwel] Jedna ma gdzieś pięć dych na karku i chyba lubi młodzieniaszków Bez męża, niezależna, chciała dorabiać się hajsu I nie raz wychodził jej brak męskiej ręki A baba to baba, sama nie przykręci nic, nie przewierci A Krzysiek to jest zwykle dobry chłopak Pomoże takiej zawsze, szczególnie gdy da na czteropak Raz w całkiem późnych porach zadzwoniła żebym wpadł Wchodzę, a ona w pończochach mówi: "Krzysiu, laptop mi padł" What the fack? "Prze Pani, nie jestem informatykiem" I to me jedyne zdanie na jej stary, nagi tyłek I jej flakowate cyce którym trącała mnie w głowę Gdzie siedziałem przed laptopem, udając że wiem co robię Kurwa, muszę spierdalać, ona mogłaby być mą matką A jej cipka pewnie wygląda teraz jak Tutanchamon Zepsuła se laptopa, teraz psuje mi psychikę Lecz kiedy robię muzykę, napierdala w kaloryfer [Refren: LJ Karwel & Fifer] (x4) Moi sąsiedzi, znają każdy mój track na pamięć Nawet zanim jakiś powstanie [Zwrotka 2: LJ Karwel] Młody mówił, że ma regionalną flaszkę, taniej niż każdy Miał regionalne tak, że robił ją na chacie w wannie Myślę: "Fajnie". Młody, głupi Karwel z marnym hajsem Weźmie swoją watahę i z trzy na spróbowanie I tak gdzieś w połowie drugiej było dosyć dobrze Zagryzając korniszonem prawie nie było czuć drożdży Wstaję, muszę rozprostować swoje kości Nagle zdaję sobie sprawę, że nie wiedzę nic na oczy Myślę: "[?], za parę sekund pewnie mi przejdzie" Przechodzę parę metrów, kurwa nic mnie nie przechodzi Serce napierdala tak jakby miało zaraz wyskoczyć Po czym widzę tylko stojących nade mną czterech gości Mówią, że są z pogotowia i wezwał ich mój przyjaciel I że leżę tak już prawie od dwóch godzin z hakiem Koleś prawie mnie zabił swym specyfikiem Lecz kiedy robię muzykę, napierdala w kaloryfer [Refren: LJ Karwel & Fifer] (x4) [Zwrotka 3: Fifer] Moi sąsiedzi z Woli są, jeden z drugim siedzi Trzeciemu grozi sąd, czwarty od zawsze zbierał złom Wkurwiał mnie on, myślał pewnie co go tak wzrokiem mierzę Mama mi mówiła: "Przyjdzie zły Pan i Cię zabierze" Moi sąsiedzi z GRCHW są tam, nie dogasa joint Z Józkiem napierdolony jak dzwon Dwadzieścia psów w jednej klatce, nosz kurwa Częściej niż wpadałem na dobrą maniurę, wchodziłem w gówna Wiesz, moi sąsiedzi ze śródmieścia ostrzy byli Tam narodził się i wychował aktualny Filip Techno party co niedzielę, studia, klasa, nie burdele A mój najlepszy kumpel okazuje się złodziejem Moi sąsiedzi z Tarchomina są - kojarz z Polfą go Suchy rzut beretem mieszka, więc wydzwaniam go Całe życie na walizach, wszędzie u siebie i jest Fifer Dobra kończę Krzysiek, bo ktoś napierdala w kaloryfer, kurwa!