[Zwrotka 1] Siedział na ławce, jednej z tych na placu tysiąclecia Miał podarte ciuchy przyglądał mu się jakiś dzieciak Ze strachem w oczach patrzył na człowieka Aż w końcu zapytał, "Kim Pan jest, na co pan czeka?" Tamten przemilczał spuścił wzrok z chłopca Miałem wrażenie, że rzeczywistość jest mu obca Jakby tu był od niedawna, choć wreszcie Myślę, że chyba nikt go nie znał, w tym mieście Mija go pani urodzona w sześćdziesiątym Uniosła się ponad jego życia horyzonty Powiedziała: "Boże, skąd Oni się tu wzięli?!" Wyzywała go chyba od marginesu i meneli Tamten przemilczał, przełknął upokorzenie Jakby jego obecność miała głębsze znaczenie Nikt go nie rozumiał, On tam siedzieć nie przestał Choć dla nas był tylko zwykłym człowiekiem jak reszta [Zwrotka 2] Minęło kilka godzin, odkąd tam usiadł I ani przez chwile nigdzie się stamtąd nie ruszał Podszedł małolat, może z siedemnaście lat Widząc zmarszczoną twarz, zaczął się z tamtego śmiać A jego twarz była wciąż jak z kamienia żadnego grymasu na niej, jak by uczuć nie miał Właściwie tylko to, że drżały mu ręce Sprawiało, że wiedzieliśmy, że nie wysiadło mu serce Chciałem sam podejść, bo nie mogłem go odczytać Ale sam nie wiedziałem o co chciałbym go zapytać To dziwny typ nikt nie wiedział kto i skąd? A kto tylko przeszedł obok zatrzymał na nim swój wzrok Miał coś w sobie kusiło jak grzech pierwotny Pieprzoną tajemnicę, której nie umiałem odkryć Nie tylko Ja choć tamci sprawiali wrażenie Jakby ich nie obchodziło tego człowieka istnienie [Zwrotka 3] Nagle stała się rzecz niezwykła, bez kitu Podobny typ stanął przed nim na chodniku Podchodził powoli, jakby z lekką obawą Z którą wygrywała ta olbrzymia ciekawość Spojrzał mu w oczy i klęknął przed nim Biały dzień, środek dnia, dzień powszedni Zdjął czapkę, z oczu leciały łzy Jedni stanęli jak wryci, inni zaczęli drwić Obaj wstali, wciąż łzy wylewali Dziwiąc się, że inni ludzie go zupełnie nie poznali Krzyczał, "To ten co nas wszystkich ocali!" Inni patrząc w jego stronę, tylko w głowę się pukali Krzyczał, "To Pan zszedł na ziemię w swej koronie!" Lecz ludzie, porozchodzili się do domów, koniec