Za oknami szaro-biało, pizgało i wiało, Błyskało i lało, i to mało, Niewiele mi pozostało, Dawno się zobojętniało, jak się okazało samo, Wytworzyłem przeciwciało, Wytoczyłem przeciw działo i Nieśmiało wyjebałem się "Siemano świat!", Mów mi Globtroter wzdłuż i wrzesz ziemię oplotę Flow-Płotem, Nie zważając na pogodę z każdym obrotem, Jakby była ogrodem, pod lodem, ale to potem! Z powrotem! Bo tym czasem mam robotę, Podjechałem pod hotel, iść pod wodę mam ochotę, Zmyć ten pot z błotem, potem jak potentat zwrotek Flow po pętlach splotę! Ja ten rap mam tu w nawyku, Jak przewodnik lunatyków, Ale nie będę się rozpychał, Jakbym pomnik z gówna wykuł, Nie bądź jak ten muł w Bałtyku, Ulotny jak chmura dymu, Zacząłem mój artykuł, Nie polecisz w chuja synu, Wychowało mnie osiedle, Opanowałem coś biegle, Opakowałem to w pętlę i przywiązałem na cegle, Równolegle poczekałem aż się z tym zapieklę, Na tyle bym ci mógł postawić coś w nieco innym świetle. Ludzie patrzą na mnie jakbym napadł bank i nakradł, Może przez to, że nie bujam się jak Frank Sinatra wiesz... Hajs i światła, wolę własny dach i kwadrat, Blant i Tatra, miejski rap i magia, Drudzy czują właśnie jakby w rapach zjadł ich Pacman, Czują ból, bo długo nie uwolnią jaj z imadła, Ziomy dzwonią do mnie żebym do nich wpadł i nagrał, Ten rap i zabrał ich gdzie indziej jak psychiatra, Bo to rzucam w miasto zwrotki, aż się robi jasno od nich, Blok na bloku ciasno od nich, epidemia klaustrofobii, Mikrofon ma sto stopni, z nami każdy gracz czy chodnik! Pierdolone miasto - zbrodnik, mówi Ci to tkacz i wodnik, Urok życia w metropolii, kilku ziomom wlazł komornik, Kilku traci czas bo korki, nie jeden z nas to niewolnik, Urok picia w nekropolii, kilku żulom czas do folii, Miasto zbrodni! Sinusoida od histerii do euforii. Marzyciel z wielkiej płyty, raczy się dźwiękiem przy tym, Mam życie kręte gdy Ty, patrzysz na ten pozytyw, Na szczycie wielkiej płyty, świecą się rzędem szyby, Kręcą się miejskie tryby, tu zawsze będę żywy, Choć wzrok ślepej Temidy i łysy łeb lewity, Lubię być w pętlę wbity, jadę jak Bentley przy tym, Gdy i na sprzęgle zgrzyty! Stoją jak kręgle gnidy, Włóż kamizelkę krytyk, stój w tym świetle krzywym, Ja będę stał przy swoim, chuj czy tak przystoi, I czy mi świat przysłoni, tych kilka kart w historii, Będę stał gdzie stoję, i będę miał te zwoje, Bo są na prawdę moje, wciąż prawdę gonię, gram w betonie, I gnam te konie, gdy sampel płonie i mam ten płomień, Jak linie papilarne dłonie, i czarne folie, Dla tych co winą tam w ogonie, Szad pierwszy solo projekt.