[Refren: PlanBe] (x2) Stawiam pałac ze swoich snów Chociaż wszyscy mi mówili że to słaby grunt Dobrze wiem że się mylili, teraz stoi tu Posąg niezależnej siły poprzez wstyd i ból [Zwrotka 1: PlanBe] Wiesz o co chodzi, nie liczę na podziw I co mnie obchodzi, kto tutaj dowodzi Nie szukam wojny lecz niezależności Choć front nie jest tu jak ocean spokojny Fale próbują mnie podmyć, narastające sztormy A kiedy zacznę się topić to wątpię, że w pobliżu będzie ratownik Wszyscy tak interesowni, nauczyłem się liczyć na siebie I nie wiem czy zmienię to kiedykolwiek, w głupie wierzenie w intencje dobre Jestem tylko gnojkiem - usprawiedliwienie na każdą opcje Mam nadzieje, że z tego wyrosnę i zacznę w końcu wychodzić na proste I choć nie wierzył już we mnie nikt, próbuje zbudować pałac na skałach Ale nie chce zrobić tego w 7 dni #dom nie do poznania Nie robię tego na chama, cały czas, ziomie, się staram Skrobię te wersy do rana, po to by potem mieć radość z nagrania Każda cegiełka jest ważna, każdy element, każda elewacja, każde wykończenie I każda porażka, bo zrobiły ze mnie coś więcej z gówniarza Wspinam się na własny pałac, po rusztowaniach z życiowych doświadczeń Przyzwyczajony by spadać, teraz unoszę się ponad ten świat, wiesz? Przestałem patrzeć za siebie, i bać się że brzemię przeszłości uciśnie pod ziemię mnie Bo przeznaczenie me, to nie podziemie jest Wole po niebie biec, choć mi powiecie "Nie" Ale znam się najlepiej, więc jednak oleje wasze pierdolenie O tym co jest w cenie na scenie, bo zmienię to czy tego chcecie czy nie Otwieram rapem sklepienie i wyciągam rękę po więcej, bo nie chce żyć w gettcie Którego tak pilnujecie, bo łatwiej żyć w świecie stworzonym przez siebie, mam racje? Wiem też, że eden to pojęcie względne Dlatego swój pałac wzniosę na planecie Odległej o lata świetlne, od syfu, który tu produkujecie, bang! [Refren: PlanBe] (x4)