[1] Drzazgi z rozjebanych futryn lecą w moją stronę w slow mo Bo jak jadę kurwy mam przy sobie wrogie psy jak Ghost Dog Polmos leczy rany, skórę twarzy tnie z litości Zostawię im tulipany, bukiet z resztką na nich kości Moje plany to nie pościg w torbach za trudnym hajsem I nie marzy mi się polski koszmar nad brudnym Dunajcem Ani kopia moich starych, być symetrią, to za ostro Rodziców, bo czują w kościach pogoń za przyszłością Daję ciary gdy nawijam, jak szczęk butelek za oknem Takie ciary daje chwila szczerej rozmowy z ojcem Dziary dały mi ten klimat jak wóda ze szklanek, zrozum O niektórych chwilach nie opowiem nawet Bogu I jak widzę, że masz chillout, sorry, że się wkurwiam Dla mnie każda godzina to sprawdzian z lepszego jutra A jak wypełnia mnie pustka to piguły nie są klinem Twoja fruźka i diler mówią, że jestem nieczułym skurwysynem [2] Jestem cieniem tej sceny, inni są bliżej z wygraną Nielegalny rap jak przemyt, z błyskiem jak DJ Shadow Scena nie chcę mnie, damn it, przez dupków uderzę w wilgoć Wrócę z robo, umrę młodo, jak kiedyś w Słupsku hip-hop Napierdalam jak strobo, w mózgu zaznaczam na stałe Kiedy to próbujesz pojąć ja odchodzę poziom dalej Mam polot i fantazję i ponoć sk**sy I stylówę jak Pono - tego mi nie zdołasz zniszczyć Fawola i Świnia, zyski podziel 50-50 Skurwysyński duet, który zamknie wszystkie próżne pyski Gramy na spółę, bez ambicji o statuę Ale daj pod sceną kilku, których myśli i rozumie Unieś Ręce w górę! - oklepany banał Ale oddaj mi szacunek, salutuj jak Max Montana Mic w ręce jak flama, w żyłach brud, na bloku flara Podpisano Świnia - i chuj, taka faza