STECIU Gdyby nie marzenia, czy poznałbyś szczęście powiedz Jak wyobraziłbyś sobie to o co walczysz co dzień W drodze na szczyt, zapewne zrzucisz nie jeden kamień Podniosę go, jako przeszkodę i pójdę dalej Sny, sny – to oznaka człowieczeństwa Jak każdy marzę, żeby podążać za głosem serca I nie zabronisz mi, nie ma takich sił nawet Na szalę zwycięstwo kładę, nie przewidując tu późniejszych zdarzeń Mówię co myślę, szczerze mam wyższe cele Nie chcę wyjść przed, ale gdzie indziej niż szereg I mam wiele, naprawdę, więcej chcę tu mieć Chce na scenę wejść, ręce wasze wzniesione tu widzieć hen Wysoko jak gwiazdy, co błyszczą się na niebie gdzieś Gdyby nie wiara tu w siebie, to dawno bym to rzucił wiem Stres dopada mnie, zanim na scenę wejdę Ale jak jestem na niej to dźwięk zamienia się w szczęścia fale Naprawdę nie istnieje wariant, żebym rzucił rap Musiałbym być serio wariat, żeby zadać sobie tyle strat Anomalia to w moim życiu strach jedynie Nogi za pas, ja tego tu nigdy nie nawinę – wam Prędzej sam umrę i sam trumnę ze spiżu zbiję Niż, że stchórzyłem powiem i przekroczyłem nie tę linie Za burtę, trudne te wyrzuciłem chwile Będę trwał dumnie, że z nurtem do celu przybyłem, ta! HOOK Jeżeli wszystko co chcę mieć Jest do wzięcia, zaciskam pięść Nie słucham niczyich rad To moja chwila żeby zdobyć świat Jeżlei wszystko co chcę mieć Jest do wzięcia, zaciskam pięść Wstaję (wstaję) - idę przed siebie Bo mam jasno postawione cele VAN Minęły lata, zmieniły się moje cele Byłem szczylem bez ambicji, teraz chcę zdobyć everest Nigdy nie miałem wiele, czesto mieszałem w planach I kląłem jak Meller, gdy znikała wygrana Szczęśliwi czasu nie liczą? To nie jest domeną wcale Ja zawsze zerkam na sikor, bo to jest mój czas na chwałę Oddaje się w pełni bitom, to droga jest do wygranej I wtedy czasu nie licząc na scenie masz przejebane Robię ogień i mogę być bogiem non stop na scenie Gdy stawiam noge na podest, wers wyżej pozdro VNM I teraz moje pragnienie sprawia że droga na skróty To nie jest droga god damn it, bo sk**e muszą tu utyć Wkładam buty, gonię sny, podeszwa mi dymi Bo kiedy wypluwam słowa to słysze "there's no limit" Scena się dymi, cały lokal w płomieniach Nie było w moich snach wizji takiej żeby płonął dach Kolejny rok under, wcale nie dla fun'u Mając na koncie więcej zwrotek niż fanów Miliony marzeń kontra corpo robo i neseser Utrata wiary w marzenia to przegrana z kretesem Od zawsze wiedziałem, ze nie ma nic bez wyrzeczeń Muszę wiele poświęcić żeby kiedyś wziąć za to becel Nie wielu mi uwierzy, ja wierzę że dam tu radę bo Marzenia kluczem, wytrwałość drogowskazem a! HOOK VERITAS Spectrum flow, promienie słoneczne leca w zawieruchę Gram an falach, zupełnie jakbym był szarpidrutem Chcieli mnie karmić trupem, a to ja zostawiam po sobie ciała Biorąc kurs na martwy punkt roztrwaniam to, co jest dla was Crystal dreams, ten kryształ z syfu powstał przecie O tym co bedzie potem nawet grochowska nie wie Nie powiedzą tego gwiazdy co sa na niebie Wrota piekieł, czekam kurwa az mnie ktoś tam wjebie Nie mam snów, to trochę przesadzone A jak mam, to bliżej nieokreślone Ja mam cele mordo, ze soba zestawione Niektóre takie co są przeszkodą, firewallem Rodzice mówili o sprawach, których nie pogodzę Życie, dziewczyny, albo będzie nie po drodze Będzie nie po drodze, owszem, opcja strasznie słaba Jak bedzie nie po drodze, no to zacznę latać Brat myślał, że jego życie bedzie związane z koszem Że zostanie prosem i, że kurwa ma to w sobie Od dekady nie tykał piły, straszne ziomie Grał ładnie, a jest szefem firmy transportowej Na mój rap patrzy tak samo, bo czuje, że zjebie Ja chce mu coś udowodnić, to motywuje w cholerę Zamiast pożytku jest jedynie wiatr we włosach Jestem jak Cola, tylko czekam na mentosa HOOK