[Verse 1] Zwykły dzień jak zawsze zmierzam na przystanek Nagle widzę ją, twarz jej odświeża mi pamięć Skądś kojarzę, bez pewności ale jednak Pamiętam, 6 lat temu wpadała często na skatepark W weekend, ja pochłonięty trickiem, czasem Wzrok słałem w jej stronę, spotykałem jej źrenice Nic poza tym, choć ewidentnie coś w tym było Mam szczęście, mogę to teraz odbić chwilą Kiedy stoi tu, zerka, myślę czy mnie pamięta Chyba aż tak nie zmieniło mnie te 6 lat? I widzę pod jej nosem uśmiech, gadam z kumplem Ale w głowie już układam plan na później Podjeżdża autobus, wsiada w te same drzwi Już wiem co zagadam jeszcze tylko parę chwil Jakiś dobry moment, niech przestanie stać tyłem Odgarnia włosy już widzę jej twarz profilem Błysk w oku i lekki uśmiech ten sam co wcześniej Czemu akurat z kumplem, spóźniony na uczelnie jadę? Ale już jestem prawie gotów do kroku Gdy nagle autobus równa się z przystankiem Ona odwraca się patrzy na mnie By sekundę później drzwi zamknęły to spojrzenie na zawsze Bezradnie wodzę wzrokiem za nią, zniknęła w bramie Ja stoję jak stałem, za długo o jeden przystanek