Gdzieś tak w siódmej klasie miałem na gandzię gula Słuchałem Wzgórza i myślałem, że to fajnie skuna Skuna z klasą, odebrali to fatalnie, kumasz Przemianowali mnie ultramoralnie na ćpuna, chuj Czasy liceum, ciśnienia apogeum Jakiś gównojad wcisnął mi majeran, skurwielu Potem ktoś przyniósł kość, usiadłem w pufie I jak gość całą wprost wjebałem w lufę, głupie, wiem Dzis też bym skruszył, chuj nieważne W końcu zaspokoiłem swój głód Orangem To był maj, zjarałem tę jebaną chemię I czułem się co najmniej jak TDF z Numerem Daj se luz człowieku i se dałem luz W domu, szkole, po niej i tak dalej, blues Miałem skrytki typu joypad od PSXa Trzymałem tam z 5 gram, coś jak u BRXa A jak chodzi o freestyle to zapytaj Jobixa Na wszystkich WBW edycjach mniej rymów Te-Tris miał Niż my w jeden wieczór na spędzie, a ja Dziś mogę to tylko jak legendę przedstawiać Lubiłem palić solo i latać jak samolot Żeby mieć za co latać pożegnałem się z konsolą Sprzedałem też płyt sporo i kaset sporo Dziś raczej chodzę po ziemi i składam hołd jak Pono Bo tęsknię za tobą, mów mi Peter Parker Pamiętaj, że wrócę, ogarnę życie najpierw