[Verse 1] Ja gwałcę mózg, mikrofony i trzy rzędy pod sceną Ty nagrałeś jedno demo i się wozisz jak senior Twój cały image jest ściemą, na życie zarabiasz zadkiem Hejtujesz mnie cipo? Hejtuj swoją matkę Jak Beavis i bu*thead mamy na strychu bałagan Przy moim bragga się bujasz jak Corky Thatcher po dragach Nie gadaj bzdur o mnie synu to może unikniesz kary Kiedy ja słuchałem kaset ty się kąpałeś z wikarym Bryle ci zaparowały, nie wiesz co to sk**sy Zbladłeś jakbyś przy pierdzeniu jebnął kleks w jeansy Zamknij świński ryj, bo dla mnie to proste Boli cię to, że gram koncert kiedy Ty idziesz na nockę Zwiedzamy całą Polskę z zachodu na wschód Wychlejemy całą wódę i rozpierdolimy klub Mam wersów w bród i wszystkie z nich są wielkie A ty co najwyżej możesz pograć z ojcem w butelkę [Hook] Mają problem - gwiazdorzy, których nikt nie zna Ich publiką na koncertach są puste krzesła Mają problem - ja powiem ci o co chodzi kolego To o tych pseudoraperach, którym spuchło ego Mają problem - każdy myśli, że jest virtuozo A ja mic'em jak kosą amputuję Ci ozor Mają problem - my wiemy jaki jest ich problem Pierdolą o pieniądzach, a ledwo zgarniają drobne [Verse 2] Chuj ci w kan*lizę, dla mnie liczą się fakty Tu niejeden wróbel ćwirek chce być jak pterodaktyl Brak ci jaj, cierpisz na chroniczny zanik fiuta Wykupię twój cały nakład za mój jednodniowy utarg (kumasz?) Niektórym się popierdoliły tryby Są planktonem, a już chcą pływać jak grube ryby Gdyby wielkość genitaliów była zależna od rapu To ja swojego kutasa woziłbym na paleciaku Zawodowcy hałasu, lecą szyby w budynku Więc uważaj żeby uciekając nie pogubić stringów, synku Napinka przez net nic ci nie da Twoje życie towarzyskie to ekstremalna bieda Oto powrót Jedi, a wy nie wierzcie bredniom Pamiętaj, że to przy nas wszyscy samozwańcy bledną Strzelam w samo sedno jak jebany Wilhelm Tell Biorąc twoje jabłko Adama na potencjalny cel Tej, muszę Cię ostrzec, znów robimy krążek Więc nie puszczaj tego siostrze, bo zapewne zajdzie w ciążę Pogrążę słabych w bólu, głupota osiąga szczyt Pozostawimy po nich lasy nagrobkowych płyt Wchodzę w bit jak MC Breed, jak B.G. Knocc Out Charakterystyczny wokal jak Zack de la Rocha, chłopak Widzę, że łzy Ci rozmazały brokat A Twoją szkaradną lachę już jebał cały lokal Tnę jak rozbity pokal, bębenki ci rozszarpię Czterdziestu łysych typa sieje rozpierdol w knajpie Oto liryczny snajper celuje w środek brwi Zamieniam czerwone punkty na czołach w kałużę krwi [Hook]