Słoń (PL) - 86 lyrics

Published

0 133 0

Słoń (PL) - 86 lyrics

[Zwrotka 1: Eripe] Rip na majku, wiecie co się zaraz stanie Wjazd na banie marnych grajków bo mam sk**e zamiast manier Rewolucja, mi jest dane by zakopać ścierwa w grobie Zrobię tu noc długich noży, tak jak po derbach w Krakowie Mam jedną gwiazdkę i to pierdolony shuriken Nikt nie musi mówić mi w jaki mam rzucić cel Tłumić gniew trudno jest pełno wrogów mam tu A choćbym nasrał na kartkę, dla nich to jest opus magnum Dawaj bit i zjadam scenę, gram jak nikt bo bragga cenie Spierdoliłem w życiu wszystko, się odbiję #zatracenie Po co dziary z demonami, to nie kryzys wiary Taguję ściany wymiotami, jestem opętany Wpadam Ci na chatę, matkę gwałcę majkiem Przerażona gdy tańczę jak Michael Madsen, ktoś tu chyba przedawkował Zasłużenie pale bata pora porapować Zaskoczenie potem atak - Tora! Tora! Tora! [Zwrotka 2: KaeN] Jestem chory, szpony złapią te cipy za jajnik Zboczony, smaczony, tańczą pod te bity karły Wkurwiony, szalony, niesie zardzewiały nóż Rozjebany mózg, zniewieściałych suk Jestem Jason Jason, mój kutas pluje hivem Atakuję cipę, bombarduję, truję stylem szczyle Próbowano Mnie wyskrobać widelcem Spudłowano, na szczęście wydłubano mi serce Przez to fujaro nie cierpię, nie biję mi puls Wbije Ci gwóźdź, spiję Twój mózg Dla Ciebie mam prezent, otwórz swoja buźkę To będzie mój sedes, wcinaj słodką kupkę Zbyt długo to robię, nie masz siły Mnie uciszyć Suko, utoniesz, ten nie miły chce zaliczyć Powracam z piekła bo dostałem eksmisje Zostawiłam im kleksa i naszczałem oczywiście [Zwrotka 3: PiH] Jeżeli twoja szmula penetruje Ci odbyt straponem Niech po wszystkim, poderżnie gardło nożem Przy świątecznym stole, Twoja rodzina cała A wielkanocne jajko to pierdolony granat Zostaw mikrofon, podwórkowy asie Wbijam w to, że byłeś najfajniejszą dupa w klasie Wjeżdżam na bazę, mają Mnie dość Banda krasnali, z procami na groch Pożeracz grzechów, zwiedzam piekła kręgi Dzięki psychopatom, ta ziemia się kręci To nocą Polska, morda nie puści for fun Werbalny abordaż, człowiek demolka Niejedna małolata, moje refreny śpiewa Przywiązana do kutasa jak zielony do drzewa To nie meta, droga do niej jest ciekawa Na dziś dzień Twój rap obciąga homeless'om w bramach Taki jak Ty, szpaki, lecą do krowiego łajna Nie mają punchline'ów, mają wersy o punchline'ach Jedź na wesele i weź tą fuchę Przynosisz ujmę stolcom, które trzymasz w dupie [Zwrotka 4: Słoń] Szeptucha rozpoczyna swoje modły znów Trucizna po nitce spływa do Twych ust Nasz rap jest podły w chuj, jest zdeformowany brzydki Powkładane między klawisze pianina brzytwy Wciśnij "stop", niech subwoofer wyssie Ci płuca dupą Nie jestem z tych co rapują jakby mi ktoś fiuta uciął Wiec kucaj suko jeśli chcesz być złą i niedobra Wypnij tak dupę, żebym widział co jadłaś na obiad Chłosta, mam zamontowane haki na pejczu Stoję w ogniu jak Mnich na pierwszej okładce Rage'ów W sercu gra mi Body Count, noworodki w trumnach Raperzy zamiast spiżu budują pomniki z gówna Truchła bez talentu, będę do bitu mielić Jara Mnie powolny proces gnicia jak Obituary Strzelił kolejny rok, a ja nie przestałem iść Nawijając jakbym zamiast dwóch jaj miał całą kiść To nie Beverly Hills, a ja nie jestem Brendą Mój rap to wychowawczy liść kijem do kendo Mentor wyrzutków kontra zniewieściali chłopcy Daję Ci uczucie francuskiego pocałunku z obcym [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]

You need to sign in for commenting.
No comments yet.