[Zwrotka 1] Wierz mi mam perspektywy i znalazłem siły żeby walczyć Bóg mi świadkiem nie zmarnuję swojej szansy Spójrz na grube ryby my też możemy wejść na szczyt Więc chuj w tych fałszywych kmiotów i to najtwardszych Mam swoje zdanie liczę się ze zdaniem innych Wiem co to szacunek choć zawodziłem najbliższych Z deszczu pod rynnę nieraz czułem bezradność Łzy matki to najgorszy widok, nie mogłem ogarnąć Zbłądzić jest łatwo na dno upaść to nie kłopot Gorzej wstać kurwa choćby jedną nogą i Mogą dużo Ci wmawiać mogą klepać po plecach i Tak czas pokaże kto przyjaciel, a kto hiena Znów się dobieram do dupy tym sukinsynom Oni chcą mnie pozbawić marzeń bo ich czas minął To złośliwość nic innego, przejrzałem na oczy i Nabrałem więcej mocy, a wciąż czuję niedosyt [Refren] Łatwo jest upaść trudniej jest wstać Kurwa mać ile razy jeszcze brat W tym krótkim życiu muszę paść i wstać Wrócić do żywych, co? Wiem, że nie raz los bywa niesprawiedliwy [Zwrotka 2] Piąta nad ranem ja nie trafiam kluczem w zamek Miałem piąć się na szczyt, a tu kolejny upadek Tracę równowagę, tracę wagę wszystko tracę Pragnę się ogarnąć bo mordują mnie te kace Jebie w Polsce pracę, więc się włóczę i zachlewam Wiem, że tym sposobem swoim bliskim nie dam chleba Znów diabeł mnie kusi, gleba padam na mordę i Wstaję bo trzeba wreszcie zrobić z tym porządek Straciłem rozsądek, brak kontroli, ból, moralniak Nikt łez nie uroni ze mną samodzielna walka trwa Został mi rap ta, wiem tu mam pole manewru Pamiętasz brat? Patrz znów trochę postępu Z grubej rury walę aż nabierają rumieńców Im nie ustąpię pola choć ulegam szaleństwu Mówią mi: małolat nie warto tak się zajeżdżać Masz talent, szansę, wsparcie, ruchy zagęszczaj Bądź jak drapieżca, sam sukces do Ciebie nie przyjdzie Musisz zapieprzać i wierzyć, że to wyjdzie Ja kumam to kurwa ale znów dałem w kanał Ulegam szaleństwu i to już nie pierwsza plama [Refren] [Zwrotka 3] Robię swoje i pierdole na co patrzą jak crew Wiem, że to dobre podejście żeby wyjść na plus Czuję się jak młody Bóg odkąd nie słyszę o wschodzie słońca Życzę Ci byś mógł też ziomek się z tym poznać Pod kontrolą, nie poza, więc co jest? Zgadnij... Odzyskałem spokój ducha i uśmiech matki Robię swoje bo odżyłem wreszcie Gołym okiem widzą, że tym razem zmiana jest na lepsze Potrzebowałem czasu żeby to zrozumieć Jak zabijam się pomału i jak kurwa się gubię Dziś o tym mówię, a nie beblam w knajpach Czuję tą pogodę ducha, której brakło z rańca To sprawia, że do tańca już nie jestem pierwszy Choć zaprasza mnie diabeł ja nie wyciągam ręki Te lęki, ten ból, ten szum w bani ten zamęt Nie tęsknię absolutnie, słusznie: daję radę Mam dwadzieścia dwa lata nie chcę zaprzepaścić szansy Chcę żyć i dać życie, chcę czuć się Ciebie warty Te starty dawanie w kanał odległa wyspa Chcę żyć dać Ci wszystko rozważnie korzystać Nie wystaw mnie brachu, pomóż pomogę też Ci Bez strachu na co dzień w kwestii życia i śmierci Wierz mi zawiodłem się, wiem jak to boli Jestem wrażliwym gościem bez litości dla gnoi Nie mam przyjaciół, mam kumpli i wrogów Nie ufam nikomu jestem panem swego losu Dla bliskich mi osób ziomeczku zawsze w gotowości Nie znoszę widoku łez i poczucia bezradności Odżyłem wreszcie i nie żyję wspomnieniami 2 0 1 3 to te diametralne zmiany Odżyłem wreszcie nie walcząc ze słabostkami 2 0 1 3 to te diametralne zmiany [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]