Shellerini - Chłód miasta lyrics

Published

0 106 0

Shellerini - Chłód miasta lyrics

[Zwrotka 1: Shellerini] Choć boso chodzą drogą cierni, kroczą by zwyciężyć Wszytko co mają to ta para zaciśniętych pięści Patronat dzielnic, miejski rodowód Kilka tajemnic, które wezmą ze sobą do grobu Kilka nałogów, kilka milszych wspomnień Bo cała reszta bardziej przypomina wojnę W kiejdzie chudy portfel, w nim plastik z godłem Drobne i wyraz twarzy: "Weź się kurwa odjeb" Witamy w Polsce (siema) tu nikt nie błyszczy jak Liber, a Ci A kiedy węszy szeryf, każdy z ziomków trzyma kacik Łatwo jest stracić, kiedy kręci się ruletka Krąży cannabis w bletkach, zło nie przestaje szeptać Chłód w sercach, ciężki chłód przez osiedla - łap łut szczęścia, bo tu los nie oszczędza O krok od szaleństwa, jak najdalej od buractwa Jestem jednym z tych, w których żyje chłód miasta [Zwrotka 2: Ogniwo] To jest chłód bram w duchu tego miasta Chłód, który stale nas otacza od dzieciaka w nas to wrasta Przynależność życia w grupie - zależność i hierarchia Odwróciwszy priorytety zaczynasz się wypalać Nałogów życia marazm, ktoś gdzieś znów zakrapia Ktoś gdzieś - kolumbijski katar Próbują złapać tęcze, choć jest ledwie czarno-biała Zostawieni sami sobie walczą by utrzymać balast Nie wszystko na raz - matka mi to powtarzała Widzisz w życiu chłopcze nie pomaga power balance Grunt to umiar, dystans i rozwaga Ta niezłomna wiara, która fruwać nam pozwala Królowie nocy, nie uchwytni w swych zamiarach Za dnia skrupulatnie waży ich systemu szala Nie jeden już oszalał, przez tortury zdobi krata To dla wszystkich tych cierpiących w kazamatach [Refren] Jestem poetą, co ? Wychowanym w mieście Po horyzont beton i zatrute powietrze To moje miejsce, tu jest mój dom Obojętnie co się stanie zawsze będę stąd [Zwrotka 3: Jajo] Znów płyniemy pod prąd prosto w miejski gąszcz Gdzie wszędzie non stop czekają na twój błąd Ej jestem stąd, północna część miasta Gdy stopa, werbel trzaska, ciśnienie wzrasta Wychowani w miejscach gdzie wszystko raczej traci sens Tam grze na porządku dziennym Tam każdy raczej cicho-ciemny Nieustanna pogoń za pieniędzmi Nikt nikogo nie przeprasza za swe błędy Pomału wbijam się w zakręty Zatem na rozstaju dróg nie pytaj mnie którędy Łatwo popaść w dług gdy na rogu stoją sępy Ej czapki z głów, to ten miejski chłód Ten syf porwie was niczym silny w rzece nurt Pierwsza linia frontu, od kołyski aż po grób Doszukaj się tu wątku i tak bez powodu Znów wieje chłodny wiatr z zachodu [Zwrotka 4: Słoń] Tu czas ucieka, jak piętra w spadającej windzie Chcesz ciszy i spokoju, to poszukaj gdzie indziej Wielu chce być jak pitbull, a są ledwo ja pinczer A szary człowiek w tłumie codzienność kojarzy z linczem Pijacki rozpiździel, zanik berbela jest lekiem Zryty dekiel, ludzie zabiją za pekiel Pomocne dłonie rządu są skrajnie kalekie Trudno nie stracić nadziei na to, że będzie lepiej Stara kurwa pod sklepem pyta się o ogień Chce zabić ćmikiem smak martwych plemników w dziobie Obok w bramie mały chłopiec ściąga pierwszy łyk wina Nikt mu nigdy nie pokaże innej drogi niż kryminał A przyjaźń to diament wśród ziaren piasku To szkoła życia bez świadectw i czerwonych pasków Przyjrzyj się miastu i poczuj jego chłód Tam gdzie beton oddycha resztką czarnych płuc [Refren] Tekst - Rap Genius Polska

You need to sign in for commenting.
No comments yet.