[Verse 1: Paluch] Mogę przypuszczać, że teraz łapie cię shiza Jak trip na szałwii to właśnie tej płyty klimat Psycha? jaka psycha? tego już dawno nie ma Zmieniła się w tytan, wszelkie ataki odpiera To Chore melodie, przy tym nie zamkniesz powiek Chyba, że dusza odejdzie, ciało zostanie po tobie Szkliste i zimne jak zimowe poranki Masz tutaj bit do którego śmierć chciałaby tańczyć Ale pierdolę ją, może sobie pomarzyć Ta głupia suka do śmierci nie pozna naszych twarzy I dalej dajemy rap z ulic gdzie Szatan jest Bogiem Tu nie jarają się Biblią, bardziej Vince'm Corleone Siedemnastolatka z czterdziestoletnim chłopakiem Ona robi za dominę, on w lateksie na kanapie Za marne drobne i dusza sprzedana diabłu Dobroć i zło, tutaj nie ma dylematu [Verse 2: Kaczor] Teraz Kaczor i wyższa szkoła twardych nokautów W czasach przekrętów, wałków z dala od chałtur To liryczna dewiacja, chora bardziej niż zbok w parku A słabym już ścieka pot po karku z nerwów Nawija koks z Loży Szyderców, serwus Co nie sprzedaje dupy jak Edyta Herbuś Dlatego nie mam za sobą już dawno PDG herbu Choć nadal kroczę tą drogą na przekór kłamliwemu ścierwu O jedno słowo za dużo, się nie denerwuj synek Pomódl się o lepsze jutro nim pójdziesz w kimę Ja walczę rymem, stylem i techniką Bo mam to a oponentów rzucam na ippon I czy sam czy z ekipą niech w mieście teraz zagrzmi Bo piszę te wersety jak pisał je Salman Rushdie Wskaż mi drogę, która byłaby właściwsza Droga jest tylko jedna, za nią są tylko zgliszcza [Verse 3: Koni] Jak Brotha Lynch Hung to sezon na chore rapy Jara mnie to co najgorsze, typu z dupy do papy Weź te łapy, wjeżdża rap fanatyk To 5 styli czyli hardcore i nic poza tym Kaczor, Paluch, Koni, WSRH Wciągaj ten syf jak proszek z lusterka Przestań stękać, to są Chore melodie Więc weź się odjeb, reprezentuję godnie To miasto, tą scenę, pojedziemy jak z bydłem Gdy tego słuchasz to tniesz się szarym mydłem Będziesz szczekać? czeka kaganiec Wystarczy jedno zdanie i już łapiesz za różaniec My mamy w planie zrobić wam pranie mózgu To główne danie, a nie tanie kuskus Te pierdolenie - lepszy hardcore czy true-school To sranie w banie, to jest kwestia gustu [Verse 4: Shellerini] Wchodzę jak nóż rzeźnicki w twoje wątłe flow Ja (?) zdolnością, mam ze sobą hordę mord Poznań - jestem stąd, zataczam krąg jak jastrząb Zanim pikując wpierdolę ci się w miasto PDG gawrosz, konsekwentnie wack'om na złość Bo mam w głowie hardcore jak ten pojeb Donnie Darko Każdy wers pod czarną kominiarką skryty Kto chłopcze jest prawdziwy, ja czy ty? Mam chore wczuty, napierdalam niczym obrzyn Do tych co na trackach pierdolą trzy po trzy Włączam tryb nocny, bombarduję każdy dystrykt Stąd aż po Wyspy, Projekt Własny Styl To jak smak whisky, do tej gry trzeba dojrzeć Oto 5 styli zwiastujących twój pogrzeb Weź się odczep, to Boogie Monster na fyrtlach Wkrótce w Polsce zrobi gnój jak Charles Whitman [Verse 5: Słoń] Przekraczam normę w skali brutalności morderstw Nie będą w stanie znaleźć cię nawet Scully i Mulder Diabeł przybiera ludzką formę, to jest potworne Jakbym ci z szóstego piętra zrzucił pełen kek na mordę Szykuj plastikową torbę, murder was the case Statek Widmo dziś zabiera cię w niezapomniany rejs Jak Da Blaze skurwysynu dam ci słodycz dla cukierka Masz w rapie takie szanse jak typ z Parkinsonem w bierkach Jadę jak Łódzka eR'ka, krew spływa po rękach Przysięgam, że zginiesz w niewyobrażalnych mękach To miejskie zwierzęta, słabych dożywotnio nękam Skóra pęka, słowa wyryte w krwawych pręgach Czarna pogrzebowa wstęga, prosektoryjny stół Mam styl klasyczny jak ukrzyżowanie głową w dół Będę dożywotnio pluł w ryj tym h*mo raperom Przynoszę ból i terror, mów mi George Romero