[Verse 1] Czemu siedzę sam? Bo taka cena - znam ją Sumienia jak Sambor grają i łamią Jak sambo rosyjskie pod hajsu dyktando Gazprom, masz prąd, łajzo, światło - to się ciesz Chociaż łatwo nie będzie. Kiedy mam broń, kiedy wejdę Puknąć na hasło banknot, mam broń Powiedz to błaznom co gardzą mną Pomyślą że warto. Ich zazdrość już nie da im zasnąć, ziom Pa**word życia lepszego - czy znam go? Skąd Mają tu wiedzieć, że gdy siedzę sam To nie wiem jak zmyć zło, jak być mną Jak ulegać łatwo snom? Jak Normalność zgarnąć? Autostop! (Autostop) Siedzę, sam w nic nie wierzę. Chcę coś powiedzieć Ale chyba wyrosłem już ze spostrzeżeń [Verse 2] Mówię: jebać to. Nie ma. Nie ma Dla mnie. Nie ma. Przebacz. Miły. Panie Bo jak tak patrzę na swoją zgraję To, kurwa, z diabłem znamy się doskonale Widzisz mnie w tym stanie? Pierdolę Twoją empatię Będzie tu dla mnie tylko kolejnym dragiem Tak, legniesz. "Niemożliwe!" mówią ci Co chętnie wcisną cipę w rzędzie jak Natalia Siwiec Zgrywasz optymistkę, jest Ci to obojętne Coś dobrego w każdym liźniesz #Lecter I ściągasz bieliznę by wciągać bieliznę On z łóżka Cię strząsa (jak z bonga popiół i cichnie) I rano jak wyjdziesz on przepije żywcem Twą cipkę Wyjdziesz na dziwkę i w domu zgrywając świeżynkę Siądziesz przy hymnie dla straconych istnień [Verse 3] Nasz dekadentyzm, dzieci naszych dzieci Z domu wyniosą już tylko rzeczy Przetrzyj oczy jak nie wiesz, nie widzisz? Zwierzamy się z siebie w klubach jak nie usłyszy nikt Stary świat gapi się jak freak To do narkotyków dodajesz drinki dziś Liczby, świadczą że jesteś tu nikim. Czyżby? Skoro jeszcze marzą te smyki Kolor starań, którego tu nie zabijesz nigdy Chociaż że to Polska szara mówią w telewizji Do śniadania tran, ale ciągle high Dobiorę się do skorupki jak w Golden Eye Poznaj nas. Prawda o sobie, i tak Na koniec nie kupisz za drobne, i tak Za tydzień wyleję za kołnierz Szósty zmysł w nowej formie - demony nie zapomną o mnie