[Verse 1] Panie władzo, przecież jestem sportowcem Chłopaki sadzą? Nie znam się na tym w ogóle W głowie słowa gotowe, ziombel nic nie wyciągnie Jedynie co źle, że ma w ręku goude Ja - już gorzej, jak chory genetycznie Trochę mnie ciśnie dodatkowy wór w bieliźnie Myślę skąd nagle wyleźli Jeden morda znana na dzielni jak Walduś Kiepski Drugi głąb wielki, raczej nie kojarzę By być jak on marzą chyba wszyscy ochroniarze Co w Tesco na przerwie rwą dupy na barze I z nową dietką wiecznie robią 37 w łapie Zanim się połapię już obok mnie będą Raz - nie jest ciemno, dwa - dobiegną i sięgną Łapię schizę wielką, na wizję nie wejdą Słowa, co misję mi zapewniły cenną Pierdolę to, już mi nie jest wszystko jedno Dbam o bezpieczeństwo