[Zwrotka 1: Białas] Matka mijała mój pokój, ja czekałem na szamkę Słysząc, że do siebie gadam sam, naciska na klamkę Przerażona, że jej ukochany syn się chory wykluł A ja przygotowywałem acapellę do remixu Zawsze byliśmy postrzegani jako lekki odchył I spoko byłoby, jakby ktoś na to leki odkrył Dla ludzi sukces mój to prowokacja Bo patrzą mi na ręcę i widzą, że nie mam nic zapisane w gwiazdach Karty historii - leży na nich tylko kurz, kurz A ja zostawię dziary na nich - jestem tuż tuż Tu, jak się zaczyna o marzeniach gadka To podejrzanie zakrywa twarz jak arafatka Co druga osoba, bo się boi ryzyka Rapu Einsteinie, poczekaj na naszego fizyka Cieszę się, że nie nawijam już o głodzie i biedzie Rapowałem o wszystkim, nawet o wodzie i chlebie I jedno co mogę powiedzieć, to "Było warto" Choć dziś to czasy zapomniane jak... właśnie, jak co? Czemu nić porozumienia, która wtedy nas łączyła wszystkich Pękła? Aż tak od siebie się oddaliliśmy? Ale mimo tego pędu budzę się z uśmiechem Budzę się i wiem, że nikt nie zarapuje lepiej Ślepo wierzę w siebie, przez to wszędzie budze niechęć Chcesz mnie wygonić? Odpal bit - od razu muszę lecieć [Refren: Sarcast] Czuję, że czeka na mnie cały świat Zdobędę go tym, co w sobie mam Jeśli będę musiał zostać sam Chcę spadać tam, chcę spadać tam I wiem, że wyżej czeka cały świat Zdobędę go tym, co w sobie mam Od dawna mam już ułożony plan Choć nie jestem sam To spadam (x4) [Zwrotka 2: Quebonafide] Mam sporo spraw na głowie - niuńka, firmy, ziomki, dom Ktoś do nas szczeka, wciąż toczona beka; Donkey Kong Mama mówiła mi, że nikt nie ma wszystkiego... mama Przecież nie ma nic złego w tym, że się będę starał Ten system wmawia ci, że masz poczekać, tłumaczę przekaz Wysiadam pod starą szkołą z nowego mercedesa, dzieciak Na szyi grubsza kieta niż mój dziekan, eureka Ten sam, który przestrzegał, żebym nie odleciał Nie czas jeszcze, bezpieka mnie nie będzie uczyła żyć Zero przewózki, ale teraz jestem VIP I wbijam kły w podziemie, scenę i tak dalej Jestem selfmademanem, biznesmenem, supermanem, upss... Chyba się zagalopowałem Ale jest taka faza, że nawet Shazam nie wie, co jest grane Jest taka faza na wygrywanie Słodki Jezu, za długo targałem na krzyżu te gorzkie żale Pół dzieciństwa miałem jedną parę spodni i to hobby Nie chodziłem głodny, ale czasem czułem gorszy od nich Parę akcji, które odjebałem, ktoś czasami wspomni Telefony do duchownych, byłem niewiarygodny Niewiarygodnie głupi, stosownie niestosowni A czas leci jak na jedynce wóda przez dozownik W głowie szumi tylko "To ci się nie uda, młody" "To ci się nie uda, młody"... Nie, to mi się uda, odbij! [Refren: Sarcast] Czuję, że czeka na mnie cały świat Zdobędę go tym, co w sobie mam Jeśli będę musiał zostać sam Chcę spadać tam, chcę spadać tam I wiem, że wyżej czeka cały świat Zdobędę go tym, co w sobie mam Od dawna mam już ułożony plan Choć nie jestem sam To spadam (x4) [Zwrotka 3: Sarcast] Zawsze wiedziałem, że Bardziej pasuje do mnie wczoraj Dziś już nie odnajdę się W tych kolejnych pustych słowach Wszystko zależy ode mnie, więc Czym prędzej biegnę po więcej ode mnie Więcej ode mnie, po więcej ode mnie Ja mam swój cel I przez to chyba to ja po prostu czuję inaczej Czym prędzej biegnę, by zdobywać świat No bo co dziś do stracenia mam? To spadam (x4)