Czekam tam gdzie upadłam Ulica schody chodnik albo stadion Przecież nie muszę leżeć Wystarczy żeby zechciał we mnie ktoś uwierzyć Jestem wciąż trochę warta Choć mnie wydarła z czyichś spodni losu karta Może nominał skromny Ale mój duch tuż pod awersem tkwi ogromny Chodzisz sobą zmęczony I mógłbyś umrzeć choćby dziś lecz za miliony One wciąż tkwią w mennicy A ja tymczasem choć dziewica na ulicy Kopiesz po trotuarze Zaledwie małą cząstkę o fortunie marzeń Nie chcesz mnie mieć przy sobie Więc skromnym kołem dalej staczam się Pochyl się Z ziemi podnieś właśnie mnie Czasem warto dla dwóch groszy Zrobić jakiś ludzki gest Leżę czyżby daremnie Zaczynam myśleć że świat mógłby żyć beze mnie Lepiej trwać monotonnie Czy może w szczęście późne lecz dozgonne? Stopa niezbyt wysoka Lecz nie tak niska żeby mogła mnie pokochać Zbliża się nieuchronnie Czy zechce podnieść czy też może przejdzie po mnie? Nowe już mam schronienie Lecz liczę się z tym że na drobne mnie rozmieni Przecież za szczęście proste Zapłacić słono przyszło wielu moim siostrom Ty chociaż mnie nie chciałeś Żałujesz teraz bo już wiesz jak wiele miałeś Dobra moneta zawsze Jest lepsza gdy ją inny ma