[Verse 1: Jesz] Zbliżałem się nieraz do szczytu, odpuszczam Jeszcze chce mieć za czym gonić Nie utrudniam sobie tutaj drogi do celu Brzemienne w skutkach dążenia do tego, by przemóc to co wkurwia Zapętliłem się nieraz Samobójstwo na raty w oczekiwaniu na blask Samemu trudno poradzić sobie, nie umiem Za późno doszło do mnie co czuje Wolność! - słowo klucz, hasło Gdzie ono poszło? Kiedy straciło wartość? Ludzie chcą je oddać za pół darmo Trudniej jest się odbić niż pójść na dno Szukam sposobu by się zgubić na chwilę Uciec od świata, który się gubi co chwilę Chwilami próbuje zatrzymać chwilę na chwilę Prostuje się za każdym razem, gdy się nad tym pochylę! [Hook] Czuje, że nie da się unieść tego co nam dano na barki Próbuję nie ulec, ale coraz ciężej się tym nie martwić Jesteśmy martwi od podstaw, nietrudno to zobaczyć, nietrudno to odczuć Zbliżamy się do dna, nasz koniec zaczął się na samym początku [Verse 2: Jesz] Stajemy na progu Przesuwają progi, jaki jest powód? Przemysł goni, łapie oddech na każdym kroku Próbujemy się podnieść przy każdym kroku Pchamy w portfel uczucia Dorzucamy tam obiekty pożądania to tyle znaczy dla nas Stawiamy monumenty temu co na nogi nas stawia Z każdego rogu otoczeni wizją by na swoim stawiać Chcemy więcej, to co mamy to gówno Wymyślamy patenty by karmić próżność Grafik napięty, ciężko znaleźć czas by iść z szablą do mas I powalczyć o wyższy status (walcz...) i nie odpuść Tam gdzie wszystko goni, najbardziej martwi postój Problemy zamieniamy na warstwy postów Człowiek tak szybko się zwinie stąd jak walczył o rozwój [Verse 3: Chuchu] Początki bywają trudne, te trute gównem rzucony topór kłopotów Zamyka popiół w urnie Świat stał się bardziej wirtualny niż kiedykolwiek - co za marny autoportret Poczuj ten płytki smak wątek zła mimo tam wyciekł z nas Wycie do gwiazd nie pomoże może ten los ofiary Lubi składać na lodzie Dbałość czy porządek New World Order Smycze krótko trzymają za mordę Tym, którym zbrzydł widok próżni Proponuje odróżnić kowala od kuźni Nie ma dnia bez ran, mozołu i tej całej skremowanej do cna otoczki Dziś odpuszcza prace warg - brzuchomówca Szkoda słów to mnie tylko wkurwia Szkoda Wygięty obraz tego Którędy chcemy się dostać do bram Boga Podnieceni sami sobą proponuje się poddać Nasza duma skończy w gaciach jak zmazy Adolfa [Hook] Czuje, że nie da się unieść tego co nam dano na barki Próbuję nie ulec, ale coraz ciężej się tym nie martwić Jesteśmy martwi od podstaw, nie trudno to zobaczyć, nie trudno to odczuć Zbliżamy się do dna, nasz koniec zaczął się na samym początku