Pokój z Widokiem na Wojnę - Orient lyrics

Published

0 110 0

Pokój z Widokiem na Wojnę - Orient lyrics

[Refren: Koras x2] Orient! Dwa cztery na dobę W największy deszcz w najchujowszą pogodę Samochodem, samolotem, jeszcze inni autostopem Chęć do życia jest powodem by iść choćby na piechotę Wciąż pod prąd, pod wiatr, nie schodzę z drogi Mimo tego, że lecą kłody pod nogi Pomimo wszechobecnej patologii Idę w stronę słońca, robimy początek z końca Jest nośnik, jest odbiorca, jest riwolta Też przecież gustujesz w ekstremalnych sportach Zostaw dla leszczy szlajanie się po kątach Grunt to azymut, bunt kipi w nas, morda Nie mam zamiaru w miejscu stać i czekać Robię krok w tył, by za chwilę móc podjechać Pięknie jest mieć kogoś na kim można polegać Orient dzieciaku, tak łatwo dziś się przejechać Na własne życzenie pchać się do trumny Bez paranoi zwariować się nie pozwólmy Na wszelki wypadek pozostaje czujny Bo ten przypadek jest dla mnie szczególny [Refren: Koras x2] Samobójstwem jest chłopcze bycie łatwowiernym Jeden gość był pewny swojej królewny To związek nierdzewny był na zewnątrz Ale kiedy on ją kochał, ona kochała pieniądz Miała status gwiazdy i ciągłe wyjazdy On nie inaczej, ale lubił patrzeć w gwiazdy Zaczął podejrzewać coś, przegoniłby dla niej peleton Ona okazała się dziewczyną na telefon Całkiem inny gościu w innej części miasta Już za małolata szybka fura, chata własna Mocno hajsem szastał, kiedy trzeba było nie zawodził Koleżkom pomagał jak mógł, ogólnie nie szkodził Dbał o przyjaźń dopóki nie dopadł go kryzys Zaczął mieć długi, bo jebał wyzysk W rachunkach się pogubił, spadł na zbity pysk Przyjaźń się rozeszła pozostał psychiczny wycisk [Refren: Koras x2] Dziś moim życiem jest moja rodzina Szczęśliwa mina syna, gdy mnie rano budzi Zmrużonym okiem patrzę jak moja dziewczyna Robi śniadanie, coś sobie nuci Gdy tak się dzień zaczyna łatwo się zapomina O zawiści i nienawiści ludzi Wychodzę do swojego biura popracować Po drodze mocna kawa mnie cuci W tym kraju orientu nigdy za wiele Tu wielu śmieci chce Cię wydymać, fiskus na czele To nie Twój teren, potknij się, a będziesz celem Boże, dopomóż chronić dzieci przed zerem Kochanie, przytul się, a kiedy słońce wstanie Zjemy wspólnie śniadanie puszczając w niepamięć Nieporozumień pasmo, zobacz już się robi jasno Daj rękę i idźmy gdzieś za miasto! [Refren: Koras x2]

You need to sign in for commenting.
No comments yet.