[Zwrotka 1] Spójrz mi na ręce, żadna z nich nie kłamie Jak diament dasz mi, wiem że jak wandal zniszczę kamień Też klejnotów pragnę choć ich nie widzę na sobie To bym na pewno ułatwił życie rodzinie na co dzień Ożywię ten projekt na chuj nam Las Vegas Gdzie intelekt się cofa jak te bloki czy zegar Wszędzie tam gdzie nas nie ma ponoć leje się zyskiem Mi wystarczy, że odwiedzę swoje Betlejem w modlitwie Spójrz na tych ludzi, wpieprzają jak szarańcze Póki nie przyjdzie im moczyć zębów na starość w szklance Za mało wam tej nomenklatury własnej To żryj wokal co nakładam bez cenzury na sample Trzeba mieć czego nie ma nikt, przemyśl raz Jebać stres, niebo nie zna cyfr lewych kart Przemyj twarz, bo zarastasz brudem A z twym poczuciem humoru można by cię nazwać gburem Pazernym chujem masz ideolog pracy Co by chciał kurwa wszystko nie wychodząc z chaty Jedno słowo poza tym dziś łatwo sprzedać szyk Masz album jedenasty jeśli już nie ma nic [Zwrotka 2] Wybacz, nie wykarmiła mnie epoka McDonald's W życiu mam więcej treści niż złota TauTona Idź, pokaż ty co masz poza cywilizacją To w nas ten pożar gdy połowa to kłamstwo Prognoza na hardcore cel za lufą pod lupą To co godność zabiera to nie ufo czy kuso Lepiej usiądź, rozluźnij mankiet Nie pytaj mnie o życie, wszak do kurwy znasz je Wybudowałem dom to byłoby przedział prosty Gdyby nie to że coś odbywa się czegoś kosztem Uczciwie jak mogłem, bo sobą będę zawsze Zbieram na syna, nie muszę śmierdzieć hajsem 30 lat w projekcie z łomami tętni człowiek Wystarczy, że tu każdy z nas był pchnięty nożem Dzielnicy ten ogień to nieważne już teraz Każdy zna swoją drogę jak i prawdę umiera Ty poważnie jak miewasz samobójcze myśli Inni w tym czasie widzą w ludobójstwie zyski Nikt nie każe Ci być w tym nieważne jak to zabrzmi Mój lek, mój sen, mój tlen po raz jedenasty [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]