Monika Borzym - Esta Loca lyrics

Published

0 85 0

Monika Borzym - Esta Loca lyrics

[Verse 1: Ten Typ Mes] Zaiste, cóż to za egzemplarz gatunku Nie uczy się, nie sprząta, nie płaci rachunków Pracuje tylko gdy tę pracę wyróżnia Szef co ślini się na jej widok i daje się spóźniać Rewers femme fatale, bo nie facetom pruje los Krzywdzi siebie, ją krzywdzą szuje, gdy sobie psuje nos "Dość" nie padło chyba z jej ust nigdy Z ekipą dmie równo, choć to niestety nie big band Nie dzwoń do niej, nie marnuj sek', nie trać min' Ma rozładowany tel. lub połknęła kartę sim Bo jakiś pies w parter dziś wziął ją nim To ona mu wydrapała oczy, taki ma spleen Kiedy będę chciał odkurzyć, a nawali odkurzacz Mogę użyć jej nosa na armaturze, wciągnie nawet żużel Popije krwią i zacznie blednąć trupio Traci kanty granic, jak ta dziara nad jej dupą Esta loca chica, gdzieś w obłokach znika Pozdrawia z tego miejsca, znam cię nie od dzisiaj Co jeszcze możesz zjebać? Nie wiem, zajść w ciążę? Pigułki nie są dla ciebie, kup sobie plaster lub krążek [Hook: DJ Black Belt Greg] Esta Loca [Verse 2: WdoWA] A ten egzemplarz gatunku chce się włożyć w klaser Najpierw ucałować, za chwile dać mu w japę A propos mordobicia, długo się nie namyśla Po każdym melanżu musi zostać blizna Zarzygany kogut, wydzwania po dilerach A weź mu zwróć uwagę, to zaraz jest afera Startuje bez koszulki do lasek z wyższej półki I całuje po rączkach, osiedlowy obrońca Maniery dżentelmeńskie ma i to się chwali Gorzej gdy się nawali, to nie ma mądrali Nie da się upilnować, napruty ma dwa tryby: Albo zapija smutki, albo rozbija szyby I kładzie się na szynach, bo rzuciła go dziewczyna Nie będzie płakał przy nas, uśnie we własnych szczynach W weekend to należy wyprowadzać go w kagańcu W poniedziałek pod krawatem otworzy znów oddział banku [Hook] [Verse 3: LJ Karwel] Zaiste, cóż to za egzemplarz gatunku Przy tym czarnym skurwysynie muszę być na posterunku I nie chodzi o komendę, choć jest powiązanie z psem Bowiem, to jest jego przeciwieństwo, borykam się kotem Taki lot, przeprowadzka, warszawa, nowy kwadrat: Trzy lokatorki, z których jedna posiada zwierzaka Mówię ok, może być spoko, w dodatku jest fajna Lecz nie wierzyłem, że jej zwierzę to wytwór szatana Mówisz what? serio ziomuś, mogę dać przykład: Pewnego dnia zjebała się nam klamka od kibla I zamontowałem mały haczyk, by móc go zamykać Z myślą że któraś nie domknie i może zobaczę cycka Chuj tam w to, pewnego dnia wyszedłem do Mesa Chciał coś ze mną wypić i pokazać ciekawe miejsca I te pe, ja pamiętam, że chciałem wtedy spać Więc mówię: man, nie dam rady już, jeszcze będzie czas Za dwadzieścia ileś tam pierwsza Wchodząc do mieszkania tak, by nie zbudziła się żadna syrenka Chce mi się lać, idę do kibla, deska w górę, wyciągam rurę Skurwiel rzuca się na nią jak na kawał mięsa Szczę na umywalkę, podłogę i lustra A on nie chce przestać gryźć, tak jakby żył tylko dla mego fiuta Wpadam do wanny staram się zatrzymać mocz Kot spierdala, wchodzi Ania, wyobraź jej wzrok...

You need to sign in for commenting.
No comments yet.