Noc, sen do powieki nie zagląda Zawijam szlugi, portfel, klucze, telefon wyłączam Dziś się odurzę, nie wiem, na razie idę się przejść Choć już kurwa rzygam ciągłą trajektorią tych miejsc Nie wiem czy dobrze jest, rodzina, znajomi Kiedyś pogadać do sufitu, jedną z lepszych opcji Zamieniłem ich durny śmiech, w ich śmieszne propsy Powiedziałem "koniec" jej, jebać sztuczne związki Dwa-zero-zero na raz, gorycz spływa po gardle Wątrobo ma jak się masz? Przetnę trasę parkiem Siemasz, siemasz, cześć, znów te same mordy Albo puchy bo znajomy w różnych częściach Polski Nie wiem czy to chandra czy monotonii sidła Świat - gówno w ładnej folii, niby spoko, wnętrze lipa Sam już nie wiem, chyba wewnętrznie zdycham Za godzinę do roboty, a ja zaczynam pisać Nie wiem co chcę powiedzieć, to mnie kurwa dusi znów To nie strach tylko syndrom prostych słów Nie wiem czy to samotność czy się z tym pogodziłem chuj Zaraz znowu dzień, a ja życzę słodkich snów Nie wiem co chcę powiedzieć to mnie kurwa dusi znów To nie strach tylko syndrom prostych słów Nie wiem czy to samotność czy się z tym pogodziłem chuj Zaraz znowu dzień, a ja życzę słodkich snów