Przyszedłem tu, żeby kłuć cię w oczy prawdą Najmniej wygodną i tą najgorsza, każdą Mówię, gdy czuję ból, co się dziwisz, jak znasz to Tylko słabym kilka słów nie przeszło przez gardło Da się dotknąć, marność, która krzyczy przez nas Liczą przekleństwa ziemi, na którą nas zesłał bóg Tylko cud wciska metry między przeciwieństwa I łut szczęścia, mamy go za mało tu Stój po drugiej stronie i nie patrz w oczy nam Gdy kolejny raz hańbisz nasza wiarę i nasz świat Wiążąc nam dłonie, jak znaki czas Przez te parę lat, gdy zawsze upadamy na koniec dnia Mam dosyć kłamstw i dosyć sił By drwić z wszystkich tych, którzy czekają tu, żebym padł Na samym końcu i tak nie mamy nic Dziś mogę oddać ci wszystko co tutaj mam Nie możemy stać od siebie dalej Nie da się, uwierz mi Mimo iż mówię o tobie tyle Tak naprawdę nie łączy nas nic Już chyba nic Już chyba nikt Nie czeka na nic więcej Tak naprawdę nie łączy nas nic Nic, poza tym miejscem Przyszedłem tu, aby dać ci pewność kroku Choć wszystko wokół chce zabrać ją nam Dla takich jak my ta świętość to spokój Brzydzi nas zawiść przez liczby i śmieszny hajs Gram jak dobosz u Pariasów Symbol naszych dziwnych czasów, krótki powód do dumy Bo nie otworzysz drzwi, dopóki nie otworzysz zasuw Jedyny sposób, by pokonać tu niektóre mury Twarde rozumy dziś upadają przed nami Gdy gramy nastoletnie hymny naszych ulic Vox populi? Te parę słów zebranych Coś więcej niż zlepek tego, czym nas opluli W chuju mam altruizm, zejdź mi z oczu Miałem dosyć tego wszystkiego po czwartym roku Niepokój stworzył mnie, nie może mi zabrać nic To, co tutaj mam, mogę ci oddać dziś Nie możemy stać od siebie dalej Nie da się, uwierz mi Mimo iż mówię o tobie tyle Tak naprawdę nie łączy nas nic Już chyba nic Już chyba nikt Nie czeka na nic więcej Tak naprawdę nie łączy nas nic Nic, poza tym miejscem