Czarne anioły choć białoskrzydłe A na ich twarzach miny obrzydłe Na sinym niebie jak fajerwerki Ale przeklęte raz i na wieki To są anioły z mojej stodoły Pouciekały przez dziury w dachu Anioły śmierci z głowami węża Latają w górze i czas tam mitrężą Trzeba by wszystkie razem połapać W pęczki powiązać wapnem ochlapać I wsadzić do nieba czy trzeba nie trzeba czy trzeba nie trzeba Moja stodoła jest cała drewniana Na cztery strony jest pomyślana Na czarno-biało jest malowana A cała święcona i wykadzona Tam produkuję te czarne anioły Jeden we fraku a drugi goły Trzeci ponury czwarty wesoły Piąty jak trumna a szósty umarł Przez sine niebo czarny ptak leci Nie to nie ptak jest to anioł śmierci Ma białe skrzydła z gęsiego pierza A pysk ma taki jak pysk u zwierza Siedem guzików ma u surduta A dusza jego jadem zatruta Rąk czternaścioro ma u tułowia Na jednej głowie ma dwa wodogłowia Ma uszu szesnaście ma czterdzieści nosów A skrzydła jego potwornie łopocą potwornie łopocą A skrzydła jego wielce szatańskie Lecz choć on czarny toć anioł pański.