[Zwrotka 1] Wypłukane z magnezu ciało siłą przyzwyczajenia Ciągnę przez miasto pomału zapewniając fragment cienia Wszystkiemu co widzę przed sobą na swojej drodze Być może słońce świeci z tyłu lub po prostu w smutku brodzę Wczoraj miałem dzień, w którym stałem się na moment Swoim własnym cieniem, więc dzisiaj ubolewam w słowie Słone myśli w głowie zakażają smakiem wody spod powiek I spadają na chodnik jak deszcze majowe Ciągle jeszcze w sobie mam wspomnienie kiepskie i nowe Które poznałem wczoraj i już raczej nie chcę go mieć Myślałem przejdzie może do poranka, ale dzisiaj Dopiero wywołana została ta wczorajsza klisza Lepiej słuchaj uważnie przeniesiemy się kilka razy w czasie Byś zrozumieć mógł wszystko dokładnie Przedwczoraj wstałem dzień był tak normalny jak każdy inny Ale towarzyszył mi w nim kac moralny i kac fizyczny Dzieje się tak ciągle, bo wypełniam durną ideę Pod nazwą rock n'roll, siedziałem i myślałem Co się dzieje raczej nie podejrzewałem, że dostanę szansę By się przenieść w czasie było mi smutno Ale budowała myśl, że całe jutro spędzę gdzieś w przyszłości dziś Musiałem tylko przeczekać jak najprędzej Jutro obudzę się w przeszłości i zobaczę jak to będzie Był późny wieczór ciągle nie mogłem zasnąć Podekscytowany tą niepowtarzalną szansą I nagle ranek przywitał mnie znienacka Lekko zdziwiony obudziłem się w ciele czterdziestolatka [Zwrotka 2] Trzęsą mi się dłonie, szybko czas ucieka Chcę zobaczyć kim jestem, a w lustrze wrak człowieka Nie wita i pytam sam siebie w myślach "Jak to?" Myślałem, że obudzę się w domu za miastem i zasadzką Na moje bezpieczeństwo będą rozsypane zabawki I ujrzę swoją żonę, a zarazem mamę tych bajd "Wolę z tej bajki" budzę się, gdy niedopałki Wygrzebuję z kosza i proszę o parę groszy do flaszki Przypadkiem spotkanego zioma, on lekko zapłakany Ja przeżywam deja vu, ale wyciąga co ma i czuję Że nawet nie jest mi głupio z całą gadką Jest to co powiedziałem ważne, że kupię starogardzką Parę łyków i nagle stał się piękniejszym dzień Uzupełniłem we krwi procenty i jest mi lżej Szukam w kieszeni telefonu, ale nie mam go wcale Chciałbym podzwonić do kumpli Chociaż nie odbierałem prawie nigdy Będąc 20 latkiem chciałbym móc cofnąć się w czasie Ale wiem, że jest już po fakcie, więc Dopijam resztę starogardzkiej w jednej z bram pomału Wchodzą strażnicy miejscy, mówią "Panie Mikołaju" Panie Mikołaju, myślę skąd mogą mnie znać? Może kojarzą moją muzę, robię ją od lat Pojawił się promień nadziei Może jest jednak coś pozytywnego W tej całej wrogiej materii, lecz nie trwa długo Moje uniesienie zaczynam ich obserwować Widzę raczej pogardliwe spojrzenie i zdaję sobie Sprawę, że to dla mnie kiepska pora Czeka mnie izba wytrzeźwień, tak jak przedwczoraj Ostatnie co pamiętam, to że każdy był podobny Czerwony, trzęsący, pijany i bezdomny Wiele się od nich nie różniłem, więc Poszedłem spać, na szczęście po obudzeniu Miałem dwadzieścia lat [Zwrotka 3] I tak idę przez miasto Wypłukany magnez z ciała mam rzecz jasną Tą wczorajszą starogardzką Wolałbym raczej stąd zniknąć Jaki to ma sens, skoro tak właśnie ma wyglądać moja przyszłość Wszystko trwa chwilę dłużej Podchodzi do mnie jakiś menel I pyta czy dam mu parę groszy na wódę Długo nie myśląc w sumie sięgam do portfela Kątem oka zauważam, że nasze spotkanie go onieśmiela I mimo że, dzieli nas przepaść mówi, że był podobny do mnie Ale przez pijaństwo przepadł, więc żebym na siebie uważał Dziękuje za te parę groszy idzie do sklepu, więc sajonara "Do widzenia!" chociaż był dziwną osobą, po krótkiej chwili Zrozumiałem, że właśnie gadałem sam ze sobą To wszystko przecież jest tak proste przeniosłem się Dwadzieścia lat do przodu, by samemu siebie ostrzec [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]