[Zwrotka 1] Nie podchodź do mnie, dzisiaj jak i wczoraj nie mam siły Po czternastu godzinach rozkuwania złotej żyły Normalny chłopak, nie żaden odmieniec Wybacz nie chcę gadać o tym czym dla mnie podziemie A już na pewno nie o rapie, tu mamy kanał Twój to rozciągnięty w czasie słomiany zapał Przez natłok myśli, język przypomina węzeł Nawet gdyby tak nie było nie powiedziałbym nic więcej Wyjdę na mruka w sumie, norma człowieku Jedyne czego potrzebuję to kontrola oddechu A ludzie poprzez pytania wprowadzają więcej wyzwań Gadać nie chcę, tylko strzelać jak Herschel Grynszpan Ja nic nie mówię, jestem shy jak City Awersja do głupoty wykorzeniła naturalne instynkty I to nie tak, że nie jestem szczery gdzie tu Pokolenie zbożowych jogurtów, nieszczerych uśmiechów [Zwrotka 2] Wszędzie jakieś podteksty, lepiej mówcie wprost What a mess, żaden Flexxip, ktoś wam utrze nos To nie ja, bo nie wiem co to blef, na przekór dziwny Jestem spokojny czyli dla wielu inny Wolę trzymać ją za rękę, mieć te wzloty w końcu Wylegiwać się we dwoje jak koty na słońcu I jak mój telefon mam blokadę w każdej myśli Język znowu w opcji węzeł, ale tym razem gordyjski Czuję się jak frustrat, szkoda zachodu Nieśmiałość zamyka usta lepiej niż McCarthy wrogów Nie chcę gadać kurwa, by nie zepsuć atmosfery A wieczorem znów sam wódka rozgoni niebyt Potem w stanie zejścia, ale to już nad ranem I te wymowne spojrzenia sąsiadek na klatce W domu czeka na mnie idealna, piękna kochana Jak się nazywasz ślicznotko, mineralna niegazowana?