Pozmieniało się, dziś tylko bliżej nam do śmierci Kiedy czas nałożył cień na kilka ważnych dotąd kwestii Dzisiaj każdy jeden dzień jest raczej w kurwę beznamiętny A złudzenia poszły się pierdolić z grupą na to chętnych! Miałem wszystko, czego mógłbym więcej chcieć? Miałem studia... Nie minął rok, a ja rzuciłem je Potem przywitał mnie szary i bezduszny SDZ Żeby znów próbować rzucać się na życie... Gdzie sens? Dalej śmiech zer z konta, wyścig szczurów czas zacząć Ja tu chyba gonię Bolta, nie chcę wiedzieć, czym nas karmią! Już bez tego czuję obrzydzenie... Wiem, jak to jest przegrać wszystko i się karmić złudzeniem! Chciałem być ponad tym, co nas w środku gnębi Ale budząc się w pustce, która siedziała tam w głębi Wolałem się poddać i jak kiedyś uciec spod noża Mając ciągle marzenia idę w los odpalać słowa! Spędziłem czas przy kawie na trudnym poranku I przy kawie siedząc z jakąś laską, wpatrując się w oczy Budziłem się potem, jako wyjebany z uczuć bankrut Śmiejąc się, że los nie taki straszny, przed tym, jak mnie dobił... Piłem zimne, gorzkie piwo czując nosem pismo Żeby poczuć choć przez chwile, jak to jest coś w życiu zjebać Gdy zachodzi taka zmiana, wiedz, że to już rzeczywistość Robiłem, co mogłem, cóż... Może po prostu miałem pecha? Smród fałszu różni się od specjałów Marleya A to przyjaźń spawa lepiej, niż jakikolwiek melanż Wielu nie ma dziś, bo z nimi poumierała nadzieja Żeby razem iść... Nie mówię o tym, choć szczerze doceniam... Muzyka to sedno sprawy, olej puste hasła Dzięki niej dalej tu jestem z wami, by mówić o szansach... Ja otwieram nowe rozdanie, życie to hazard Nikt nie zrobi tego za mnie – to mnie nie przeraża!