[Verse 1: Krvavy] Bo są takie dni kiedy Jezus schodzi z krzyża I podnosi na świat miecz, agonia, krzywda Tysiącem cięć rozlewa się po skroniach Jak cierniowa korona kłują nas wasze słowa Kiedy wy śpicie, my jeszcze na chodzie Delikatnie stąpamy po cienkim świadomości lodzie Który załamuje się pod nami od niechcenia Wciąga nas pod taflę rzeczywistość zniewolenia Lament samotności kierowany zdarzeniami Które nie pozwalają nam być między wami Zawsze będę pamiętał każdy szczegół tego lokum Pośród tysiąca murów, betonowego wzroku Gadając do ścian rankiem, o czwartej siedemnaście Boruta siedzi obok mnie, bo razem jest raźniej Dopóki nie zaśniesz nie zaśnie też mój demon Nie umilkną pytania zadawane cieniom [Verse 2: OdyN] Krzyczace w mozgu glosy, sraja na nocna cisze Ale doskonale wiem, ze tylko ja je slysze Ich echo sie odbija, tylko od moich scian To one poteguja, ten przerazajacy stan Dom symbol bezpieczenstwa,tkwie tu cala dobe Moze potrafi chronic, lecz napewno nie glowe Pokoj z oknem, przez ktore wylatuja koszmary Kiedy leca polowac, gdy brakuje im pary Powracaja nazarte, i wiele silniejsze Przynosza W szponach wizje, te najokrutniejsze Niechciani mieszkancy tej diabelskiej pieczary Serwuja codziennosc gorsza od niejednej kary I tkwie tutaj sam, z moimi myslami I karmie swoja banie, tymi koszmarami Odciety od was wszystkich, klujacych spojrzeniami Zamkniety w tym piekle, wszedzie lepiej niz z wami [Verse 3: Krvavy] Dlaczego tyle czasu dławiła mnie pustka? Lepka od wspomnień poduszka leży na skraju łóżka Czy było warto i Jaka tego cena? Co oddałem by móc samego siebie pozmieniać Dyszące mury zbudowane z ludzkich twarzy Każda z jakąś blizną, nikt nie jest bez skazy Bo każdy z nas marzył i każdy się parzy A niektórzy już nie dają sobie rady z tym wszystkim Mówią szanuj bliźnich, ale jak mam szanować Kogoś kto sprawił, że psychika stała się bardziej chora Przed sobą widzę tylko martwe pola Żaden serafin ni cherub uciec stąd nie zdołał Tylko połamane skrzydła, rozgniecione pióra Szara mgła ponura, ścięta głowa w chmurach Nie ma z nami króla, król także oszalał Pijmy więc ze studni nie ma się co zastanawiać!