[Verse 1: Skretch] Zakładam koszulę, zakładam nie będzie padać Wychodzę z założenia, że muszę wrócić zaraz I pozostał tylko marazm, ślad po nieudanych planach Dzisiaj pluję sobie w brodę, którą zapuścić mam zamiar Zwlekam, bo wyjęta zawleka rozpierdala mnie Sam nie wiem, czego chcę? Sam nie wiem, co mi jest? Patrzę na 206, patrzę na słowa Rzucam się w konfesjonał, chcę dziś odpokutować To moja wewnętrzna walka, połamana tarcza Ugodzona duma, nadzieja jest martwa #Wieczna_Matka Sam gram w darta i jak zawsze rzucam maxa Tylko lampa LEDwie świeci. Dobra zagasa… Jak płomień, który miał się zawsze tlić Wczoraj ‘My' dzisiaj ‘Ja' i ‘Ty' nie mamy ‘Nic' A wszy… (stko) Dobra nieważne! Dostaję obrzydzenia, gdy na tę połówkę patrzę Przelewam dzisiaj łzy, Ty przelewasz klin Przelał się kielich win, a mieliśmy jak 2+1 Razem jechać do nieba windą, bo błąd Który popełniłem oddalił mnie od Ciebie i jest mi przykro [Verse 2: Skretch] Godzę Yela i Gedza, dla mnie niebo jest granicą Dzielę zera, bo wiedza pewnie chce już zniknąć Już nie potrzeba mi nic! Zostaw tylko ten bit! Mogę spokojnie umierać, skoro nie umiem żyć! Widzę połówki na stole, zaraz coś wbije do głowy Odbijam znowu od bandy obok. Stół bilardowy Teraz jestem tuzą gry, teraz wróżę wackom wstyd Jak Statham mam styl, który na resztę ma wpływ Widzę falę absurdu, widzę rąbek absolutu Więc salutuj republice – „Vox Populi” to głos buntów Wszystko się zmienia #Stan_Skupienia Autofocus na mnie, a ja się nie uśmiecham Ludzie wciąż się gapią, mają jakąś sprawę błahą A jedyną cenną radą jest się po prostu zamknąć Na kłódkę, choć wiem że to jest trudne Ja dysponuję kluczem, który pasuje w każdą dziurkę Szczęście? Leży gdzie indziej Serce? Zostało w butelce z listem Mięśnie? Dla mnie liczy się wnętrze Co jest piękne? To bardzo względne [Verse 3: Skretch] Ludzie słuchają a nie słyszą, ludzie patrzą a nie widzą Jest mi przykro nie chcę zniżać do nich się poziomem #Limbo Oświeć mnie, choć jeszcze widno, bo Słońce dopiero kończy spacer, więc całuje widnokrąg Ja całuję ląd, cały rozgrzany jest lont Wybucham gniewem na siebie, muszę się odciąć Odrywam się jak elektron, skupiony jak ognisko W zwierciadle wklęsłym, które powiek jest mych blisko Mam niezły refleks, mam dobry antyrefleks Widzę szybciej niż Ty myślisz. Odbijam piłeczkę Emocje? Pewnie się znajdą Uśmiech? Jest tylko maską Ludzie? Każdy jest kłamcą Cierpienie? Znam je za bardzo Miałem reformować muzę, stąd moje drugie imię W imię ojca, oddałem rolę swoją Apollinie To mi nie minie, balansuję na linie Pesymistyczny optymista splątany został, z tego się nie wywinie…