[Zwrotka 1: Kobik]
Mam słabość do ubrań, gotówy i kobiet
Choć mam nowe buty, znów kupiłbym sobie nowe
Poczekaj moment, nim coś powiesz, bo
Straciłem wiele w życiu, wiele też nie dostałem darmo
Ukłon w stronę rodziców
Wiem że wychować mnie nie było łatwo
Gubię zapał do pisania tekstów
Gubię go do wszystkiego powoli
I chociaż dla kogoś to tylko stek bzdur
Muzyka się sama obroni
Bo to pojebany zestaw, jak słuchasz mnie i Deysa
Nie musisz siedzieć tu za karę, jak na rekolekcjach
Robimy echo serca Ci, a nie słyszę nic, choć możesz
Krzyczeć dziś, czuję się jakbym gdzie indziej był
To nie Silent Hill, wiesz że mamy akcji kino tu
Skuna kilogramy, kartony, jak tato syropu
Moje akta na psach federalnych zaśmiecają stół
Moja matka w tych przypadkach
To nie miała do mnie słów
Znów łapię się na tym
Że nie tylko sobie mogłem zrobić krzywdę
I wolałbym o tym nie myśleć, to przykre
[Refren: Kobik](x2)
Sam już nie wiem, co jest lepsze i co bardziej jara mnie
Czy mam czekać tu na szczęście, czy naprędce łapać je
Chociaż cena się nie zmienia - stawiasz wszystko, albo nie
Wciąż nie wiem, co lepsze
[Zwrotka 2: Zero]
Siedem lat w Tybecie, klepie jedną mantrę, jestem kotem
Chyba sam w to wierzę i nie mogę się nadziwić sobie
Jedni to mówią, że wychodzę dobrze
Inni, że wbiłem tu na krzywą mordę
A ja to pierdolę, bo ciągle się mnożę
I nie siedzę całymi dniami przy kompie
Jak Mojżesz pod Horeb możesz tu podejść pokornie
Posypiesz głowę popiołem, bo jesteś pyłem i prochem
Ja idę z losem na noże i się założę o co chcesz
Że Ty tak kurwa nie możesz, bo ciśniesz ślinę z Pawłowem
To ja Cię wciskam w podłogę
Choć sam jak Rockwell na księżycu
Z każdym krokiem lżejszy synku, pieprze lepkie ręce, ryjku
Jeszcze nigdy Bóg z maszyny nie docenił moich przygód
Już nie wiem na co liczę, jakbym liczył kwit z napiwków
Grasz va banque to na bank by chcieli popatrzeć
Jak płaczesz za hajsem i straconym czasem
A sami za siebie by nie dali złamanej blachy, tacy gracze
Czaisz? Za swoje se wchodzę w ogień jak gambit
I chyba już wolę ciągłe straty
Niż tą monotonię, co się czai za plecami, man
[Refren: Kobik](x2)
[Zwrotka 3: Deys]
Perspektywy ludzi są w ciemności, jak Agnieszka Holland
Ja już zarobiłem tyle, chyba nagram na Bitcoinach, man
Zmęczyłem się w tym roku - trzy płyty, recenzje błyszczą
Brak czasu na brak siły, to myślą, że wdycham kryształ
Zmieniłbym otoczenie, ludzi, to miasto, ten proces
Przydałby mi się jakiś mentor, ojciec, Bóg, cokolwiek
To inne czasy, nie spotkasz YaHoWha w restauracji
Rodzina źródła odleciała, jak ich Yod ze skarpy
Miałem kilku idoli, miałem nauczycieli
Znudzili mnie po chwili wszyscy, a mieli mnie zmienić
Historie nie opowiedziane, draniu - czaj się na nie
Szyje rozprutych, nie Dratewka, tylko podrzynam je
Gorące punkty - ciepło, zimno, zimno, ciepło, zimno
Przy takim harcie ducha szok termiczny, to nie widmo
Chcą potrząsnąć moją rękę, wiedzą ile skrywam
Ale to kurwa nie Hot Spot i jednoręki bandyta, chwytasz? [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]