Czarna grań jak wygasła pochodnia nocy
Stróżująca dolinie, w której zamarł czas
Jej sny niczym drżąca przędza siwych mgieł
Upleciona w blady warkocz starej turni
Znad pogasłych wierchów leniwą roztoką
Siklawicą zwiewnych nitek srebra
Płyną ku halom melodie nocnych mar
Za dnia skryte w odległych matecznikach górskich serc
Słuchają hajnice, słucha stary bór śniący het za granią
Tonąc w rozlewiskach sennych widm północy
Srebrzących się pod bladym licem książecego syna
Co zabacył komu był dziedzicem
I jak nietrwałe jego włości
Haftowane zmierzchem w czarne gobeliny sadz
Strzeżone przez niknący w dali kierdel srebrnych gwiazd
Tak śród olesionych perci, regli tkanych mgłą
Zda się łuną płonie watra brzasku
U stóp czarnych pochodni nocki
Wiater rozgania mraki
I osusza roztoki snów
A młaki giną w pożodze dnia
Gdy książe wraca
By przywrócić swoje rządy