Giewoncie, co harnie tatrzysz się nad śpiące hale
Kamiennymi rysy sięgasz het do migotliwych gwiazd
W srebrnej śreżodze nad czerniawę drzew się piętrzysz
I trwasz nade wieczne głusze, mraczne zapadliska
Ka to skrywasz wojsko spiące - w hańtej aby turni?
Czy w Pisanie, wśród szumiących sennie wód?...
Giewoncie, co poczywasz snem zdrewniałym
Skrytyś drzewskiem, co włada czasu zmóc go nie zdole
To strażami hrubych smreków o stoletnich brodach
To smukłymi jedly, co zamilkły w nakaźnej ciszy
I trwają lękliwe, w bezruchu zakrzemione...
Cni się puszczy, toteż szumi zaginioną pieśń:
"Wichrze, Powichrze! Ślebodny, daleki...
Co wędrujesz w cichą noc miesięczną!
Gdzież cię niosą wozy srebrnych mgieł?...
Nad te turnie ciemne chcesz się błąkać?...
Hejże, wietrzny grajku! Zanieś naszą tęskność hań do hal...
Nieś nad skały, niech o gwiazdy złote trąca!
Niech zadrży serce człeka spode gór...
Niech podniesie lica ku zębatym horcom
Niech posłyszy naszą tęskną pieśń...
Wodo, wodo...życie..."
Posłyszał wichr to westchnietnie i lutością zdjęty:
"O drzewa! Smreki braty! Jedle siostrzyce!
Widzę waszą tęsknicę, zlituję się nad wami
Poniosę do stóp gór starodawną nutę Tatr...
Niech się włóczy pośród opuszczonych hal...
Niech uleci polem ku uśpionym wsiom...
Niech usłyszy człowiek o tajemnych dziwach
By tęsknotą zdjęty, ku graniom chylił czoło...
Wodo, wodo...życie..."