[Verse 1: Vixen] Widzę obraz, dźwięku czuję kontakt Nie czuję lęku, choć zabrali mnie do środka Jestem na statku, obczaj, że istota obca Robi teraz z mojej krwi jakiś jebany koktajl Przychodzą inni i mówią mi, że będzie dobrze Wszyscy są dziwni, ale o dziwo się nie boję Patrzą na mnie, przekazują mi myśli swoje Komunikują się ze mną na innym poziomie Dosłownie i w przenośni- kilometr nad ziemią Oczy wychodzą z orbit im i coś seplenią Chciałbym to odbić - pewnie nie zrozumieją Nie kumam ich mowy, ale jestem anteną Ich oczy zawsze powodują u mnie ciarki Są ciemne i w kształcie piłek do rugby Gdy patrzą na Ciebie wiedzą wszystko, aż się czujesz głupi Wystarczy, że się zbliżą, a Ty nic nie możesz ukryć Dają przekaz, biorą przekaz jak satelity To las elitarnych anten, inaczej SAT elity E viva l'arte, zrywają owoce naszych myśli Ja ciągle parter, sparaliżowane mam kończyny Czuję coraz bardziej, że jestem jednym z nich To ponoć stany empatyczne jak po extasy Faktycznie mi gada się dobrze jak z eks na piwku Gadamy bez słów szczerze i bez napiwków I ponoć wszyscy my możemy tak czytać w myślach Bo nie ma nic, co mogłoby nas w tym ograniczać Nasz mózg to jednocześnie drzwi i ich granica Mamy klucz, ale stawiamy zbyt wiele pytań Wiozą mnie przez korytarz w jakieś pomieszczenie Całe jakby z szyby, ale to szyba nie jest Kładą na środku, naświetlają jakimś promieniem że w końcu pojawia się w głowie nowe wspomnienie Nie wspomnę teraz co to było, bo to dawne dzieje
Ale przypomniałem sobie wtedy poprzednie wcielenie Nie wiem kim byłem, bo znika za chwilę to światło I staje się tłem świat, w którym żyje świat tło To uderza mnie jak dejavu, już skądś to znam Wiem, gdzieś dokswiera mi, bo wszedłem teraz w tamten świat Jestem tu i teraz, ale jednocześnie tam Które też jest tu i teraz, zresztą, to wyższe ja Nic nie widzę, aż powoli odzyskuje wzrok Jakbym powracał skądś, ale zapomniał skąd Heroityści mówią na takie coś black hole Ja nie wiem jak to nazwać, bo to świat za mgłą Męczy mnie to już coraz bardziej Przenoszą mnie znów korytarzem na jakąś salę I jakimś małym urządzeniem wszczepiają mi w palec Mikroskopijną kartę, ale nie boli mnie wcale Kilka z tych istot znów patrzy, ja jak kaleka Robią mi jakby EKG jak dekam, chcę mega wiedzieć Czy czeka mnie dziś meta Mówią, że tak i jutro nie będę nic pamiętał Chciałem zapytać 'czemu?' ale zaczęli się śmiać I nagle poczułem tam, że miłość wypełnia nas Zrozumiałem, że jedno jest wszystkim, wszystko jednym Bo cały wszechświat naszej świadomości jest zamknięty To wlewa się we mnie wtedy, przenika przez każdy atom Jesteśmy jednym, nieważne- człowiek czy aligator Na poziomie energii jesteśmy wspólną jaźnią To nasza próżność zatarła naszą jednobarwność Nagle czuję kłucie w mózgu, coraz większy amok Chwilowy przypływ bólu, jakby coś się wywiercało I wracało do rozumu, chyba wraca mi tożsamość Aż ląduję w swoim łóżku, budzę się, 4 rano