Chciałbym w tej lirycznej formie być dzisiaj najlepszej Niestety gdzieś psychicznie odleciałem już na backstage Przewaga nieszczęść, streszczę to krótko Poznałem miejsce, gdzie niefajne jest jutro Było trudno ziom, zabiłem próżność swą I nienawidzę kiedy mówią, że za późno, chodź Pokaże bóstwo Ci, nie zwątpi w ludzkość nikt I nienawidzę kiedy mówią, że na próżno mi Dam Ci lustro i wmów to, że cały ten cud To nie jedną z jego miliona dusz Nie chce usnąć z tą pustką, niech kopią mi grób Czuję wewnątrz, idę właściwą z dróg Serce zabiło, idę dalej kierowany siłą To się nie śniło, czuję moc, którą daje miłość Daję się ponieść, idealny wyczuwam moment Wszystko płonie, jestem zdalny na mikrofonie Moja o coś to walka Staję po to do majka Nie spię nocą to lampka Na nadzieję, żaden szampan Ty idź sam tam Ci poleje z pucharka ciut Płynie ma arka słów Nie chcę was winić, wiem to, tez czasem zerkam w ciemność
Mnogość opinii, zresztą, tez czasem tworzę jedną I zawsze marna pewność, że ktoś hołduje tekstom Me wątpliwości bledną, tam gdzie świecę iskierka Nie mijam, żyję serio, podbijam, żyję pełnią Nawijam, żyję pętlą, mój miraż, żyję ze mną Zwalniam tempo i niosę me światełko Jak jej widziałeś piękno, to Cię zapraszam ze mną Idzie nas pełno, idziemy całą bandą Nie dzieli nas odległość, nie dzieli nas już banknot A nie jest łatwo nam, bo zawsze kusi coś Chcą nas przekupić ziom, zwodzą latarką Malowany portret auto a czeka na nas morte Tak wiele można jeszcze tu ogarnąć Stawaj twardo, chodź, bo czeka kawał drogi Minie każda noc, wszystko się da nadrobić Moja o coś to walka Staję po to do majka Nie spię nocą to lampka Na nadzieję, żaden szampan Ty idź sam tam Ci poleje z pucharka ciut Płynie ma arka słów