[Zwrotka 1]
Budzę się w mieście, dobrze je znam
Choć tak naprawdę widzę je pierwszy raz
W kwadracie ścian kwadrat ten Sam
Nie patrzę na resztę początek dnia
To piątak i mam to grać na żywo
Goni mnie czas, mam dotrzeć tam idąc
Nie wiem co tworzy we mnie tą wyjebką
Jak wyjdę rano, wieczorem tam będę
I idę przed siebie tak długą ulicą
Mierząc w kilometrach
I wszyscy mnie widzą i mija to wszystko
O czym nawijam w tekstach:
Ćpuny, kurwy i tych obłudnych
Wszystkich szczęśliwych kosztem tych smutnych
Martwych, a żywych to całe robactwo
Ilu przede mną ilu już za mną
Tak idę dzień cały by spotkać ziomali
Pod klubem w którym dziś gram
Przy klubie brak stacji paliw
Irracjonalizm, jak to we snach
Bo w dłoni mam baniek z benzyną
A przecie wcześniej nie było go tam
Sen się rozwinął i może nie skminią
Tego, po co to mam
I wchodzę do klubu, ubrany na czarno
Tu ze 2 koła tłumów, ziomale za mną
I ktoś by ogarnął, ze niosę kanister
Przelewam zawartość litr po litrze
W jedna ze zgrzewek, co wniosą na scenę
Taa, dziś tabaku gaszą pragnienie
I gram ciężkie brzmienie
Trwa interakcja, tapla się pot i ścieka jak farba
Wszystkie gardła wykrzykują wersy
Czyżbym się naćpał, zachwiał się błędnik
Wszystkie te twarze kojarzę z obecnych
Są te same, które mijałem, wierz mi
Oblewam się wodą, którą przemyciłem
Nikt nie wiem, ze leję benzynę
I nich zgaśnie na chwilę światło
Wszyscy wznieście odpalone zapalniczki
I się rzucę prosto w wasze dłonie
I się rzucę, kiedy macie w dłoni płomień
[Refren x3]
I tak płonę, płonę, płonę
Wam na rekach
Na znak oddania w 100%! [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]