[Verse 1: Szesnasty]
Połóż się i czilluj, oczy szczypie od dymu
Oczyszczę je mieszaniną lizozymu
Oczywiste, że nie chcę biec, chyba nie chcesz też?
To może na tej bieżni gdzieś tam spotkajmy się
Chcesz wiedzieć dokąd biegnie reszta? To jebie mnie
Boże, znowu ta sama ścieżka, zapętlam się? A może tak?
A może, może, może nie?
Ile bym dał, by wszystko było jak ten wers:
Proste. Życie jest szorstkie - tak mówią
Życie to coś między damą a kurwą
Życie to bla bla bla... ja nie wiem, czym jest
Wiem tylko, że spadam i chcę ciebie w nim mieć
Powiedz cokolwiek, przyjdę, świat może milczeć o mnie
I nic nie musisz krzyczeć, zostawię echo wspomnień
Nie szukam drogi dokądkolwiek
Obrałem jedną, pozwól rozbić się spokojnie
Pozwól rozbić się spokojnie
[Refren: Fiłoń] x2
Nie wiem sam, gdzie nie byłem jeszcze
Sztuka spadania zagina czasoprzestrzeń
[Zwrotka 2: Fiłoń]
Ej mała, chodź, stwórzmy świat bez barier
Coś jakby moralność zmienić na ja i Ty
Na Ty i ja, czy jakoś tak - sama wiesz
Że po dłuższym czasie wszystko traci tu smak i sens
A jednak brnę nie wiem dokąd, nie wiem po co
Za dużo myśli wokół sprawia, że nie wiem nic
A jednak śnię - po xanax rzadko nocą
Jak TeTris ciągle krzyczę, że kurwa 'Trzeba żyć'
Że co? Że mam tu patrzeć na gwiazdy
I czekać, aż jakaś zaprosi mnie do swego tańca
Że co? Że mam tu patrzeć na gwiazdy
A więc patrzę w niebo i skacze z jej Wenus na mojego Marsa
Za dużo chcę, ale to chyba jak wszyscy
Taki wyszczekany szczyl, co mówi, zanim myśli
Jak upadnę, to nie będą cztery łapy
Bo 'ten zwykły siedzi we mnie' - nic poza tym
[Refren: Fiłoń] x2 [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]