Powoli, powoli
Najpierw pięta, później reszta stopy
W takich miejscach musisz być ostrożny
Zaskoczy Cię nie jedna sprzeczność
Jednak staram się to spajać w jedno
Pod powieką, a nawet jeszcze głębiej
Wzdłuż neuronów próbuję tworzyć mekkę
Jestem jeden na milion jest mnie milion w jednym
Jestem wszechprzestrzenny
W głowie bałagan mam jak stąd do Alcatras
Od otwartości powiek, do myśli w klatkach. Tak
Niewinne dziecko na ramionach Pana Grand Papa
Biblia w dłoni, kokaina z rękawa
Potrafię stać w poprzek na moście do Twojej zguby
Potem Cię z mostu zrzucić
Stać w ruchomych piaskach i brać to za dobrą kartę
Bo niczym własna matka wstyd mówi, że tak łatwiej
A duma rzuca ponad wpływ grawitacji mnie
Gdzie słyszę tylko jeden głos wyżej leć
Czuję dumę, że jeszcze wstydzić się umiem
Później czuję wstyd za zbyt wielką dumę - idzie zgłupieć
Chcę pięknej śmierci, ale nie chcę umrzeć
Chcę dobrych wieści, ale chcę znać prawdę
I więcej czuć
A najlepiej nie czuć wcale
[Hook]
Łatwoplany [zbyt] zbyt idealny [z wierzchu]
To zmienia się, gdy spojrzysz w głąb
Nie jestem stąd x2
Niesie mnie coś więcej niż pragnienie zmian
Eksploruje siebie, bo na wiele mnie stać
I wiele chcę, wiele więcej niż stać tutaj
Kocham dźwięk, dlatego wybucham w amplitudach
I bujam w obłokach na huśtawce nastrojów
Młody chłopak na rozdrożu z milionem tropów
Ale w każdym mroku oczy świecą identycznie
Bądź latarnią, lub spłoń żywcem [światło]
[Hook]
Łatwoplany [zbyt] zbyt idealny [z wierzchu]
To zmienia się, gdy spojrzysz w głąb
Nie jestem stąd x2