[Verse 1]
Lubię domówki, pić piwo z puszki z dala od kłótni
Lasek z uśmiechem prostytutki i kumpli od wódki
I reszty trutni co krążą ciągle jak sputnik
I drążą pod nami dołki bo tacy są kurde smutni
Nie lubię ludzi którymi zawładnął kompleks
Jakikolwiek choć zazwyczaj jest ich komplet
Bo prędzej czy później kompleks rodzi problem
I to nigdy się nie zmienia, zmienia się kontekst
Szczególnie jeśli patrzą z boku na Twój progres
I ze szczęścia włożyliby Ci w szprychy śrubokręt
Haha! Ciągle słyszę ich gdzieś z kąta
A wydawałoby się że mieliśmy dobry kontakt
Więc wysyłam Ci pocztówkę z trasy
A jak masz jakiś problem to w komentarzach napisz
Klik, klik, obiecuję jak wrócę odpiszę
Choć liczę że do tego czasu znajdziesz sobie życie
[Hook x2]
Miałem fuks że przemierzyłem już setki dróg
Od świętokrzyskich gór aż po paryski bruk
Bo monotonia to mój wróg, idę w przód
Nim wyleci ze mnie duch i zostanie zimny trup
[Verse 2]
Robię to co kocham, wkładam słowa między bit
I chcę byś odnalazł sens w nich, na tym polega trik
Więc powtarzam ten cykl, bo mam do tego dryg
Mówili na mnie P. jak przyszłość
Jak bym przestał byłby wstyd
Bo reprezentuję coś więcej
Alternatywę na szarą egzystencję
I jakkolwiek to brzmi, ban*lnie i przyziemnie
To to jest we mnie codziennie
Mimo że za plecami wciąż mówisz o mnie szeptem
A Twoje intencję są wyjątkowo szpetne
Lecz szybko się przekonałeś, że to było błędem
Bo każdy mój sukces to strzał w Ciebie, bang, bang!
Więc skurwielu zamknij gębę, bo moja kontrola ma limity; Wim Wenders
Tam skąd jestem esencję się mierzy sercem
A nie pieprzoną ilością wyświetleń
[Hook]
Miałem fuks że przemierzyłem już setki dróg
Od świętokrzyskich gór aż po paryski bruk
Bo monotonia to mój wróg, idę w przód
Nim wyleci ze mnie duch i zostanie zimny trup