Zbieram po tobie każdy dźwięk i kładę go na prześcieradle
Miewam tą fobie że zabraknie gdzieś cie nagle,
I wreszcie spadnę czując że wreszcie spadłem,
Może tylko czasem będę mógł cie poczuć gdzieś przez kable
Piję twój ciepły wzrok z czarną herbatą dziękuje za to prawie dekadą
Chciałbym żebyśmy gdzieś uciekli stąd pełną szufladą
Chciałbym żebyśmy wsiedli w wagon i myśli jadą gdzieś po Ekwador,
Kiedy już czuje że to rzucę kiedy chce uciec
Z takim poczuciem że już nie wrócę mimo zakłóceń
Ty sprawiasz że staje jak uczeń wiesz gdzie mam duszę
I wiesz że jeśli chcesz otwierasz mnie jak kluczem
Tu nie mam złudzeń i zabierz myśl że się obudzę,
A to co miało wiecznie trwać potrwa krócej
Podkład nucę dopóki płótno na sztaludze
Ufam że poznasz się na sztuce wciąż się jednak uczę.
Jak kiedy szumi deszcz i tańczy wiatr co na najwyższej z gór
Rozsypał śnieg na szczycie w koronach drzew o świcie
I dał im ptaków śpiew cały ten set arcydzieł
Tak patrzę na ulicę patrzę jak idziesz x3
Zawdzięczam tobie siebie a dom bez ciebie to więzienie
Jesteś jak dopełnienie, słodycz na podniebienie
Jak ukojenie po oblężeniu dnia na pocieszenie
Choć wciąż zawodzę cię, nie powiesz że nie,
Świat jest zły pozwól mi być Twoim ochroniarzem
Pokaże ci że mimo wszystko zwycięża dobro czasem,
Pozwól być drogowskazem wprost do marzeń
Chodźmy tą drogą razem, zapakuj sny zaczekam pod ołtarzem.
Weź biały welon do pary z cerą niech wiatry wieją
Zakryj bielą arcydzieło którym cie stworzył
Ja tylko chcę uczynić cię na cały przelot
Panią przestworzy, włóż kolczyki otrzyj z łez oczy.
Twój miękki uśmiech jak dźwięki w półśnie błękit w mróz w śnieg
Lecz o tym później w pokojach twój śmiech
Już nie odbija się od ścian jak wcześniej mam plan jak wcześniej
Ale co myślisz czyś ty jeden anioł stróż. wie
Bywało różnie między nami byliśmy równie wielcy,
Mali ale wciąż płynie okręt a my na nim,
To nie Titanic dwoje na fali czeka na piach z wydmami
Niech to nie tonie bo nie będziemy oddychali
Chwile za nami, tyle przed nami
Siła co wersy ogniem pali i choćbym linę miał trzymać zębami,
Ciebie rękami każdy ocean kończy się brzegami
A brzeg drzewami. Nie chcę cię ranić.
Jak kiedy szumi deszcz i tańczy wiatr co na najwyższej z gór
Rozsypał śnieg na szczycie w koronach drzew o świcie
I dał im ptaków śpiew cały ten set arcydzieł
Tak patrzę na ulicę patrzę jak idziesz x3