Przytłacza mnie ta myśl
Tak jak ciebie przytłoczy 21 gramów skurwielu
Szad Akrobata, każdy jest bagażowy
Aha…
1.
I się deszcz rozpadał słony
Przystanek był zadaszony
Stało kilku bagażowych
Jeden mocno rozmarzony
Drugi mocno zalał wrzody
Stał jakby ostatnie doby
Spał na krześle tramwajowym
Świeciły im w twarz neony
Był tam kąt w mrok zagaszony
A w nim ktoś w bok zapatrzony
Wziął na plecy bagaż nowy
Efekt masz huraganowy
Rzut oka na rozkład jazdy
Światła nieopodal zgasły
Do tego dodaj flamastry
Widok nie jest nazbyt jasny
Czas by w tym jednym ułamku
Na Neoplan spojrzał każdy
Elementy układanki
W jednej chwili się znalazły
Usiadłem na tylnym kole
Żeby czuć te wyrwy w dole
Myśli chore
Zawrócić, czy iść tym torem
Dziś wybiorę
Za oknami światła miasta
Co mogło by być Bristolem
Ale najpierw brudny asfalt
Musiałbyś wyczyścić chlorem
Każdy z bagażowych siedział
Każdy miał prywatny przedział
Gdzieś nad ranem, prawie trzecia
Stacja jedna, druga, trzecia
Czas leciał, każdy wiedział
A że tyłem każdy siedział
Nie mogłem im patrzeć w oczy
Ej, historia deszczowych nocy
Ty…
2.
Spotkali się tuż za szkołą
No bo tu się ustawiono
Pusto w koło, znajomo
Tu w niejeden gust trafiono
Nieraz się tu ubawiono
Wódka z colą, luz wiadomo
I to nie był mus, wiadomo
W czutka(?) skoro ustalono
Że już czas to puszczać w koło
Zabronioną ustawowo
A w kolejnych ustach lolo
Kolejnym usta płoną
Następny musiał ponoć
Poprzedniemu pójść na pomoc
Na parapet usiadł gołąb
Zapłonęło w mózgach zioło
Dla nich…
Dał im znak i stali tak, mali tak
I rozbijał się na nich wiatr, jak na hali Tatr
Znali smak, a i tak i tak
By tego nie oddali za nic, brat
Granic brak, a w bani świat
Plusów minusów tamtych babich lat
Na co dzień talizman trzymanych sztam
Pytali: palisz man? Się bawisz man?
I tylko napisz nam
Ja wybierałem dla nich podróż
Kalisz, Gdańsk lub Paryż (?)
3.
Inni czasem zdzwaniali się przez telefon
Swoje plany przeforsować nieco niefortunnie w lewo
Saraj**o
Rewolucja, albo ewolucja z powrotem na drzewo
I do tego nie mogę nie dodać
Że dla nich nie było nic lepszego
Jak w nie było w noc tematu
Byli jak ci Nosferatu
A że cechą desperatów
Jest nie wracać bez tematu
Zmotali coś zawsze na pół
Od Taliba na żebraków
Raz że spławik brał ich na dół
Twarzy było zawsze w baku
Że jebało jak z rzepaku
Używali na trzepaku
Rano zawsze wyglądali
Jak ich panny bez make-up'u
Skoro nie przespali nocy
Był czas na poranny zakup
Jak nabyli
To nie doszli dalej niż się kończy wiadukt
Zostawili w trawie bagaż
Trzy minuty i po smaku
Dalej każdy z nich jak tragarz
Niósł już tylko dres w plecaku
I tak co dzień na kozaków
Nieśli swoje po deptaku
Lotem ptaków, potem brachu
Zakończonym lotem z dachu
4.
To ten długopis rozpalony
I to ten szalony pomysł
Czas chyba nakarmić wrony
Bo dziś zagram na miliony
Znam tych gości, ich żony
Idę w ciszy zamyślony
Chodnikiem ośnieżonym
Przejdę nie zauważony
Nareszcie dzień wymarzony
Na mieście jest ruch wzmożony
Pomyślałem stwórz pozory
Jakbyś niósł puszkę Pandory
Rzuć pod szpony im przynętę
Uruchomią telefony
Rzuć im to jak granat w głowy
Po to masz aparat mowy
Zrób nim zamach lawinowy
Nie wyczują katastrofy
Rozbij tekst na tulipana
Po czym podetnij nim strofy
Każdy z nich ma kod kreskowy
Prosty jak tor tramwajowy
Pas startowy, start planowy
Wyjmij ostry rap ławkowy
Rap markowy, rap fazowy
Garażowy, grad frazowy
Kiedy trzeba obrazowy
Jak sieć ulic asfaltowych
Wykop im jak grabarz groby
Pewnie pozostawiasz wdowy
Każdy dzień to bagaż nowy
Każdy jest bagażowy