[Produkcja: Szur]
[Zwrotka 1]
Siemano! Siemano! Pionę zbił, niewielu widziało, a poszedł dill
To nie film, to chore psy, rządne krwi, za worek win
Robię pstryk! #Copperfield. Panowie znikł, a worek z nim
W płuca biorę dym, oto rewir mój, posmak konopi
Cząstka podłogi, lub skok w automobil, ty!
Glob na obroty i skrzą światłowody
Piona! Spoko typ, mota dobrobyt
Kto ma to zrobić? W oknach koła gospodyń
Tu winowajca filował, później niby rutynowa
Dwu kilowa, gubisz towar, ten system te suki chowa!
Ta wiara jest dwulicowa, a czarna fala chmur chwilowa
I myślisz jak w puszczy sowa, czego żeś nie upilnował
Może braku w szarej strefie, ktoś poświęcił parę drewien
Pomimo, że chwalę krew jej, u nas nie jest jak w Genewie
Bliżej nam przy Saraj**ie, powiedziałbym, ale nie wiem
Marię krzewię, palę krzew jej, paru braci zawsze pewien
[Refren]
Cyk, cyk, ciach – mach. Bum! Bum! Jeb! Jeb!
I niby farciarz, a już półmetek
Sumuj zwój setek i w bój z uśmiechem!
Z punktów zaczepień, wciąż chuj tu ma lepiej!
Z daleka od psich patroli i wkurwionych dyń z Halloween
Kryształowych żyrandoli, weekendowych filharmonii
Primadon, czy tych faworyt i znajomych przypadkowych
Zamykam oczy, by czas zwolnił, po czym ruszam kwit zarobić
[Zwrotka 2]
Politycy nic nie wiedzą, siedzą świnie – świnie jedzą
Ryjem świecą i robią nam tyrę krecią. Przynieś księciom popitkę
I immunitet i może na chwile przeciąg, jeden dzięcioł
Drugi dzięcioł. Para przetłuszczonych śledzion
Smakowaliby niedźwiedziom ignoranci
Brawo dla nich, tyle wiedzą, im to starczy, impotenci
Postawiłbym skok na bungee, mocowania lin odkręcił
Zatańczył jak syn Komańczy i wydałbym ryk młodzieńczy
Rzeczy dziwne, suczysyny decyzyjne, w mózgi rymy precyzyjne!
Niech jebną przez plecy piruet, w programy telewizyjne!
Mam ich w rowie, tak Ci powiem, pompuję hajs w szary obieg
Szary człowiek, mały człowiek, moi ludzie to Talikowie
Za ich zdrowie rapy robię. Stalówki mam grafitowe
Jedna z nich się trafi Tobie, pośle jak auto służbowe
Pod twój świński zad, w prezencie się trafił szofer
Akrobata – chiński zwiad, zza przyciemnionych okien...
[Refren]
Cyk, cyk, ciach – mach. Bum! Bum! Jeb! Jeb!
I niby farciarz, a już półmetek
Sumuj zwój setek i w bój z uśmiechem!
Z punktów zaczepień, wciąż chuj tu ma lepiej!
Z daleka od psich patroli i wkurwionych dyń z Halloween
Kryształowych żyrandoli, weekendowych filharmonii
Primadon, czy tych faworyt i znajomych przypadkowych
Zamykam oczy, by czas zwolnił, po czym ruszam kwit zarobić
[Zwrotka 3]
Władza najwyższego szczebla jest jak pewna przepowiednia
Jak nie zamkną Cię do pierdla z alternatyw jest pośredniak
Wiedza władzy niekompletna – więcej kuma dziecko z getta
Tak zwana styczność bezpośrednia, co panom jest niepotrzebna
Dwa – społeczność mięsożerna, trzy – obecność, węszą media
Bez zbędnego pierdolenia #rodzina wielodzietna
Dill – żyletka pierwszorzędna gdy kamera nie dostrzega
Pół kilo tego ścierwa, poszło w krwiobieg osiedla
Zapach dekatyzowanych skór, w cieniu klimatyzowanych biur
Garnitury, karty, stół, prezenty z pokaźnych sum
Gdzieś w drapaczach białych chmur Halibuty z Malibu
Majtki, buty w Paryżu, mimo to, an*lny ból
Ładny chuj. Nie widzę tu jaj i kur. Ja tu widzę martwy drób
I hałdy piór. Walki grubych kalibrów, straszny dwór
Bez koperty ani rusz i nie puszczaj pary z ust!
Ostatni gwóźdź... [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]