[Verse 1]
Zmrok już opadł na chodniki, asfalt suchy jak łodygi
Jeden myśli warto wypić, drugi dziś by zjadł ostrygi
Najpierw krążą radiowozy jak owsiki, chwile potem narkotyki
Czar logiki będzie dziecko dialektyki zdąży się ze przyjdą po was
I nie żeby wynotować, paru będzie wymiotować chociaż nie chce wyrokować
Białasy pija browar, wyborowa, kminią towar, jeden wyjął drugi schował
Teraz żeby wylądował i od nowa, nowa doba znowu ktoś coś przygotował
Będą biegać i polować tu nie trzeba filozofa
Niszczą fury przy molochach znienawidził deszcz
I kochał życie tak jak szczury w lochach, ej!
Spytasz o czyich to ziomach?
Komenda na pierwszych stronach
Jakiś kundel szczeka dumny o tym ze coś złapał wczoraj
Oficjalnie na pagonach, skręcone na telefonach
Emitowane z wieczora , baka z wora pachniała z telewizora
Przy tych stolach siedziałem z tym bratem wczoraj
Co za chuj to ukartował?! druga strona puka do nas
Nawet Bóg mnie nie przekona, bo to sprawiedliwość chora
Spadła mu niefortunna zgoła, na łaskę prokuratora
I tak kwitnie miejski handel nie jeden jest ryzykantem
Ciężki dar, jednak zwyczajnie kończą się ciężkim nokautem
Kilku zamiast jeść lazanie, znajdzie dziś pinezki w karmie
Omijany pieski kartel co węszy niebieskim autem
Pisze źródło wiarygodne i nie żebym zmysł postradał
Krzyczę "Houston, mamy problem" lecz wieża nie odpowiada
Pingwiny we frakach krążą po osiedlowych deptakach
Będzie pusto stary w ogóle, bo co blok to ktoś odpada
Siema ak Szad pach do bata, nie ma jak brak adwokata
Nie ma jak Szad Akrobata, szykuje się na kontratak
Kilku innych tez nie wróci chociaż żaden nie posiada
Czujesz jakbym Cię okradał? - no to witam na komnatach
[Verse 2]
Patrz tu ktoś płynąc po śmietnikach
Tam ktoś krzycząc po zeszytach
Trzem kolejnym w kołnierz wszyta prawda jak bród z kołnierzyka
Każdy tutaj swoje dźwiga, swoje myśli chore czyta
Polemika niesie echem korytarzy, w to nie wnikaj
Lekko jak hel w balonikach ulatuje z nich panika
Nie pojmują ze to życie, to jebana polityka
Skrawki gumy na chodnikach, ślady czasu na pomnikach
Wciąż to gonią a to znika flash back po narkotykach
Inni maja niby spoko i pewnie by byli spoko gdyby nie byli wysoko
Gdyby nie żyli w (?), pomimo to ze wygrali czuli ze ktoś stoi obok
Gdyby widzieli ze są tez podobni do nikogo
Ale ich to nie dotyczy, demoniczny niewolniczy sen o niczym
życie krótkie jest by czuć ten cień goryczy
I nie patrzy nikt ze smutkiem na stare drzewo w dziczy
Jak ta ziemia ma być smutkiem to nam cale niebo krzyczy
Wychowały mnie ulice nie bezpieczne ja w Teen hampton
Gdzie syczy przez dzielnice licząc tych małych jak plankton
I szumiały piwnice nie chcąc by ktoś okna zamknął
Jak mi mówią: a słyszałeś ? - odpowiadam: dobra znam to
Jestem człowiekiem z miasta jak orzeł strzegę gniazda
Jak bym był drzewem w las stal jak korzeń w glebę wrastał
Próba mikrofonu : raz, dwa, jeden, raz, dwa
Już 17 asfalt się z niebem zrasta
Lubię być w formie, szukam tych chwil które by wolniej
Snuje historie a Ty zachodzisz w głowę dokąd doprowadzi Cie tunel i sztorm ej
Czuje przytomnie kuje victorie bo nie chce być królem w ich wojnie
Zawsze znajdzie się John Wood by zrobić dziurę w Linclonie
A tu plotę flow jak z nut i miotam kule w widownię
Zabieram jak fale w sztormie przekaz obrał trajektorie
Boje się ze statek porwie chociaż z góry mam euforie [Tekst - Rap Genius Polska]