[Verse 1]
Czasami chciałbym, żeby wszystko szło po mojej myśli
Chciałbym się pozbyć problemów, nienawiści
Tak, jak drzewo na jesień oczyszcza swe ramiona z liści
Czasami myślę, czemu to wszystko robi się tylko dla korzyści
Czemu żyć tak trudno i z których skał wypływa szczęścia źródło
Czasami siadam i słowami pokrywam białe płótno
Maluję obraz jak Van Gogh i nie wiem, co będzie jutro
Po prostu biorę w dłoń długopis
I tworzę rękopis opis, serce, popis i rysopis w jednej chwili
A wydarzenia moimi muzami lirycznymi
Nie mającymi ceny wytycznymi
W poszukiwaniu weny ważnymi jak geny
Dobre chwile jak promienie, a złe chwile jak hieny
Jak żałobne treny ciążą nad pamięcią
Dla mnie Bóg jedynym sędzią i w nim szukam harmonii
Gdy przychodzą momenty, że zakrywam twarz dłońmi
[Verse 2]
Wstydzę się, boję się, czasami płaczę
Świat odwróconego dekalogu nie inaczej
Żyję w nim tak, jak ty, czasami szukam prawdy
Tak jak ja myślisz, że ten świat jest nic nie warty
A niepowodzenia to jakieś żarty
Że to kolejne pechowe rozdanie w karty
Nie łódź, mylisz się - to samo życie
Graj w tą grę, nie mów - nie, nie poddawaj się
Na linie przesuwaj dłonie coraz wyżej
Niżej są oni, a ty jesteś coraz bliżej celu
Nie rezygnuj przyjacielu, tak jak innych wielu tych z parteru
Zła koneserów, szczerze na parterze to nie ludzkie zombie, zwierzę
Brak zasad etycznych opanował naszą rzeszę społeczeństwa
Zasady dekalogu to zasady człowieczeństwa
[Hook]
Ze skrajności w skrajność, od nałogu do nałogu
To, co widzę wokół to świat odwróconego dekalogu
Bo są takie momenty, że nawet prosta droga ma swoje zakręty
Dziesiątki serpentyn, na każdym kroku świat odwróconego dekalogu
[Verse 3]
Czasami wyrazami bawię się jak marionetkami
Maluję obrazy jak Salwador Dali
Sur realiami bronię się przed problemami
Nie rozwiązuję ich łapami jak Mohamed Ali
Ze stali nie jestem, ani nie walę z bani
To jest chwyt tani, obcykany, znany ...
Nie dawajcie plamy, Polska, to nie dom szklany
Otwórzcie oczy, a nic was nie zaskoczy
Teraz dnia i nocy człowiek boi się tak samo
Nie ma różnicy czy to wieczór, czy rano
Zatarta granica między katem, a ofiarą
Biedny bogatego vice versa okrada
Osoba pierwsza przewagę posiada
Pieniądz, to teraz naszym światem włada
Zdrada - to już nie wada to teraz zaleta
Słuchałeś, co mówił Nullo wierszokleta
[Verse 4]
Czasami w autobusie siedzę i tonę w czyjś rozmów rzece
W głosów szumie i w sumie nic z tego nie rozumiem
Pogrążony w myśli tłumie zastanawiam się
Czemu ci wszyscy paparazzi, topią własne życie w morzu informacji
W niejednej sytuacji tracą poczucie orientacji
Gonią gdzieś na oślep, szukając sensacji
I w tym biegu łamią większość reguł
Odwracają każdy szczegół dekalogu, krok po kroku
Cały czas, byle do przodu
Zabijają za drobnostki, za głupie błahostki
Kiedyś to były jednostki o skrzywionej psychice
Teraz więcej tego widzę, teraz dostrzegam różnicę
Zasada kontrastu, moralny jeden na stu
To zły zwiastun, to zły zwiastun
[Hook x2] [Tekst - Rap Genius Polska]