Spójrz na tę wskazówkę, złota rybko,
to sekundowa, spójrz, przemieszcza się tak szybko.
Złodziejka momentów, a za szybką
w tym ludzkim wynalazku są jeszcze dwie grubsze.
Dwa obroty tej krótszej i mowa już o jutrze.
Tak wygląda zegarek. Prawda, że śliczny?
Mogę go w drobny mak, ale biologiczny
zegar bezlitośnie, bezdźwięcznie wciąż tyka,
zabiera każdą chwilę i w przeszłości zamyka.
Złota rybko, proszę, zabaw się w klucznika
i otwórz mi wejście na strony pamiętnika.
Jakąkolwiek możliwość daj mi choć na chwilę,
byle mógłbym jeszcze raz przeżyć najpiękniejsze chwile
swego życia, kiedy czułem się najmilej. Wrocławski rap końca lat 90. kiełkował na nieco innej glebie niż gdzie indziej. Może to klimat miasta, może poczucie, że miejscowi pionierzy woleli robić wszystko po swojemu, dość powiedzieć, że Tymon i Wuesz starali się wprowadzać własny slang, a tacy artyści jak Neon, a następnie zaprzyjaźniony z tym składem Syndykat w dość nonszalancki sposób traktowały to, co w polskim rapie uchodziło wówczas za dominujący dyskurs (rap uliczny, psychorap, wreszcie wszystko to, co mieściło się pod etykietką gangsta rapu). Utwór „Czego pragnę” to jeden z popularniejszych we Wrocławiu numerów z tamtego okresu. Osnuty oparami marihuanowego dymu leniwy kawałek, w którym Wozu i Teope niespiesznie zdradzają złotej rybce swoje największe pragnienia, i to sporo wcześniej, niż na „Kompilacji” Ośki zrobił to Łona. To „nie o różach, nie o bratkach”, ale o wiecznej beztrosce, o próbie zaradzenia upływowi czasu, o snuciu marzeń o utopii, w której nie ma wojen, ale jest miłość albo chociaż seks, a pieniądze nie stanowią żadnego problemu. Trzeba też przyznać, że to jeden z najlepszych tekstowo momentów w karierze Woza. [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]